Etykiety

sobota, 30 listopada 2013

Łaska

Łaska wyśpiewana u ogrodu
gdzie u źródeł radość jak podniebny goniec
ciszy serca promień, gdy złączone dłonie
dają siebie, światła coraz więcej

biedny rozum gdzieś zza płotu zerka
nie pojmuje prawdy wiecznych granic
czemu dusza taka uśmiechnięta
ma więzienie ciała
za nic

słowo leczy zabija ożywia
wypisane wiatrem po łące
a w nas wzrośnie miłość
olbrzyma
gdy serce kochające

wtorek, 26 listopada 2013

W co naprawdę wierzymy

Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości! Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda. (Ef 5,16)

Każdy w coś wierzy. Wiara jest naturalnym stanem człowieka. Zdecydowana większość Polaków deklaruje się jako osoby wierzące czyli domyślnie przynależące do wiary katolickiej. Ale gdyby tak dokładniej przyjrzeć się tej wierze, w dużym stopniu jest to wiara płaska a nawet martwa. Wiara, która nie ożywia. To znaczy wierzymy w Boga, chodzimy do kościoła w dni świąteczne, wieszamy krzyżyk nad drzwiami i spełniamy różne inne rytuały. Ale mimo tego całego religijnego otoczenia, nie żyjemy z Bogiem na co dzień, nie wpuszczamy go do serc, nie potrafimy z Nim rozmawiać…

Zamiast bezpośredniego spotkania ze Stwórcą, wolimy otaczać się wieloma rekwizytami, które w jakimś stopniu mają nam Go przybliżyć. Robimy kolejne kursy i szkolenia. Słuchamy taśm z medytacją i prosperity. Szukamy kontaktu z Nim u wróżek i doradców. Wertujemy kolejne księgi w poszukiwaniu wskazówek, jak dotrzeć do samego siebie, bo właśnie gdzieś tam w środku podobno On jest. Wierzymy, że za każdą z tych rzeczy jesteśmy coraz bliżej kontaktu z Nim, zaskarbiamy sobie Jego przychylność. Zwykle wtedy nie przychodzi nam do głowy, że On już przy nas jest. Stoi przed drzwiami naszego serca i do nas woła. Nie zważając na czasy nieświadomości, wzywa Bóg teraz wszędzie i wszystkich ludzi do nawrócenia. (Dz 17,30)

Dlaczego nie słyszymy? Bo nie jesteśmy sobą. Ubraliśmy się w kolejne warstwy niewłaściwych wyobrażeń które mają nas umocnić w oczach świata, umożliwić w nim przetrwanie i lekkie życie, odgradzając się od tego, kim jesteśmy naprawdę. Przed światem jesteśmy więc znanym i dobrze wynagradzanym finansistą, a nie Antosiem który najbardziej lubił samotnie obserwować przyrodę i marzył o dalekich wyprawach. Albo też znanym politykiem, który dla kariery poświęcił życie rodzinne i rządzi masami, a nie Gosią, która marzyła o kochającej się rodzinie a potem mężu, który ją pokocha i która w tej intencji odmawiała swój pacierz.

"Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. (Mt 18:3) 

Pan mówi do nas jak Ojciec do swych dzieci. Nie jak finansista czy polityk. Woła po imieniu: Antosiu kochany... Gosiu, moja córciu... Nie woła do finansisty czy polityka, ale do tej szczerej, dobrej cząstki nas samych, którą jesteśmy naprawdę. Nie są to zaszyfrowane słowa kierowane do rozumu, ale pieśń miłości kierowana do serca. Bo Bóg jest Duchem, którego wołanie możemy usłyszeć w duszy. A jak możemy usłyszeć Jego głos, gdy przestaliśmy słuchać samych siebie. Jak możemy usłyszeć Jego głos, kiedy dusza jest przytłoczona tysiącem niepotrzebnych bożków...

Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie.
(Jakuba 2,17)

Wierzymy i praktykujemy. Wierzymy w tak wiele! Wierzymy w przyjaciół, siebie, dzieci, żonę, męża. Wierzymy w zwycięstwo naszej drużyny, dobrą passę, anioły, szczęśliwy los. W miłość od pierwszego wejrzenia, naszych polityków. Tak samo wierzymy w Boga... Wierzymy jak we wszystko, dzięki czemu ma się nam w życiu „udać”, co sprawi że staniemy się zamożni, otoczeni murem przyjaciół. A na tym zbudowanym mozolnie murze przybijamy na szczęście krzyżyk…

I w tym właśnie momencie, gdy Bóg staje się dodatkiem do naszych marzeń, gdy zapraszamy go by „przyklepał” nasze wyobrażenia, na murze pojawia się szczelina. Potem następna i następna. Ściany zaczynają pękać aż w końcu mur się rozpada, grzebiąc wszystkie nasze złudne wyobrażenia i zostajemy nadzy w pokoju pełnym luster. Dlaczego? Nie słyszeliśmy głosu Ojca. Nasza wiara była za płytka. Nie żyliśmy nią a obok niej. Nie wypływała z miłości i nie była połączona z uczynkami. Nie karmiliśmy się nią, a złudnymi wyobrażeniami. Nie kroczyliśmy po jej wyboistej ścieżce a szerokim, wygodnym traktem tego świata. Nie byliśmy w obliczu Pana sobą, nie stanęliśmy przed Nim jak dzieci...

Nie będziesz miał bogów innych oprócz Mnie. Nie uczynisz sobie posągu ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko albo na ziemi nisko, lub w wodzie poniżej ziemi. Nie będziesz oddawał im pokłonu ani służył. Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i w czwartym pokoleniu - tych, którzy Mnie nienawidzą, a który okazuje łaskę w tysiącznym pokoleniu tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań.
(Pwt. 5, 7-10)

Nieprzypadkowo to właśnie przykazanie jest pierwsze. Pierwsze i najdłuższe. Bo Pan Jest Bogiem zazdrosnym. Czeka cierpliwie u naszych serc, mówi do nas łagodnie, mimo że wciąż Go odrzucamy na rzecz innych bożków: kariery, mamony, władzy, sławy i tego wszystkiego, czym się obudowujemy, czyniąc dusze niewrażliwe na Jego głos. Czeka długo i cierpliwie aż do czasu, gdy bardziej niż w niego uwierzymy w bożka. Dlatego:

My zaś, którzy do dnia należymy, bądźmy trzeźwi, odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia. (1 Tes 5,8).

czwartek, 21 listopada 2013

Jaki mamy w sobie obraz Jezusa?

Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie.
(Izajasz 53,11)

Gdyby zapytać współczesnych chrześcijan, jaki noszą w sobie obraz Jezus, myślę że dla większości byłby to właśnie taki obraz Boga-Człowieka, który lituje się nad każdym zbrodniarzem i pokornie przyjmuje swoją śmierć na krzyżu. Gdyby określić go cechami, większość odpowiedziałaby: dobry, miłosierny, pokorny, cichy, wierny, sprawiedliwy, kochany, mądry. Część miałaby przed oczami wielkiego nauczyciela. Część obraz skatowanego i ukrzyżowanego Boga-Człowieka. Część maleńkiego Jezusa na sianku. Niektórzy wielkiego cudotwórcę.

Mistrz kojarzy się z pokorą i nadstawieniem drugiego policzka, wjazdem na osiołku i tłumami wiernych, którym głosi mądre kazania. Unikaniem zwady i głoszeniem pokoju. Widzimy w nim największego przyjaciela człowieka, który stał się dla nas barankiem ofiarnym. Myśląc o naśladowaniu go, widzimy postaci wielkich świętych, do których nam równie daleko, jak do księżyca. Słowem, dostrzegamy w Nim tak wiele wielkich, wspaniałych cech, jak pewnie w nikim innym, ideał pełen cnót, ale zwykle nie... Wielkiego Wojownika.

Bo i jak tu wyobrazić sobie postać Jezusa na ringu, koło znanego boksera. Albo na wojnie, jako głównodowodzącego generała. Dla wielu samo takie zestawienie jest nie do pomyślenia. Bo z czym jak z czym, ale z bezpośrednią walką Jezus się nie kojarzy. Przecież powtarzał, że kto mieczem wojuje, ten od niego ginie i by nadstawić drugi policzek...

Ale Jezus jest wojownikiem. Największym z największych. Zawsze w pierwszym szeregu, przed apostołami. Zawsze na najgorszym froncie, wśród żebraków i trędowatych, bandytów i złodziei, w miejscach, gdzie inni baliby się iść. Żadnej broni i podstępu. Tylko On i Jego wielkie serducho. Bo Jest Wojownikiem Serc.

Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
(Mt 10, 34-39)

Każdego dnia, w każdej chwili ten największy Wojownik puka do naszych serc, zapraszając do wspólnej walki o największą stawkę: duszę. Nie ma nic cenniejszego, nic piękniejszego na świecie, niż ta maleńka cząsteczka Boga, którą ofiarował nam w swej łasce. I nie ma nic bardziej pogardzanego i niszczonego przez współczesny świat.

Nie czekajmy. Odwróćmy oczy od współczesnych bohaterów z telewizora: to tylko cukierki, od których bolą zęby. Nie bójmy się, nie jesteśmy sami! Tuż obok jest ktoś, kto już wygrał tę walkę za nas. Wystarczy tylko, że odpowiemy na Jego pukanie. Wpuścimy do serca. A gdy trzeba, On stanie wraz z armią aniołów by ocalić nas od mroku. A potem poprowadzi do zwycięstwa nad szarością, która nas tłamsi na każdym kroku.

Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
(Izajasz 53, 2-3)

To Ten niepozorny mąż, którego widział w swej wizji Izajasz, pozornie bez blasku i wdzięku we współczesnym świecie; mąż tak wzgardzony, przed którym się zakrywa twarz - to właśnie Jezus. Najmniejszy z najmniejszych po to, by nas ocalić, wywyższyć naszą godność. To Wojownik Światłości, o którym pisze św. Jan:

Głowa Jego i włosy - białe jak biała wełna, jak śnieg,
a oczy Jego jak płomień ognia.
Stopy Jego podobne do drogocennego metalu,
jak gdyby w piecu rozżarzonego,

a głos Jego jak głos wielu wód.
W prawej swej ręce miał siedem gwiazd
i z Jego ust wychodził miecz obosieczny, ostry.
A Jego wygląd - jak słońce, kiedy jaśnieje w swej mocy.
Kiedym Go ujrzał,
do stóp Jego upadłem jak martwy,
a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc:
"Przestań się lękać!
Jam jest Pierwszy i Ostatni i żyjący.
Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków
i mam klucze śmierci i Otchłani.
(Ap 1, 14-18)

Oto On. Wojownik jaśniejszy od słońca. Ten, któremu podlega życie i śmieć. Oczy ma jak płomienie, z ust wychodzi ostry miecz a światłość powala na ziemię. To władca który był na początku i zostanie na końcu wieków, któremu nic się nie oprze. Przyjaciel, który odda za ciebie życie...

A ty, jaki nosisz w sobie obraz Jezusa?

NALEŚNIKI GRYCZANO-JAGLANE


2 szklanki maki gryczanej*
1 szklanka maki jaglanej**
3 łyżki LSM+S***
1 łyżka skrobi kukurydzianej
po dużych szczyptach kurkumy i imbiru
szczypta soli
1 szklanka wody
2,5 szklanki mleka roślinnego****

Połącz suche składniki, dodaj mokre i dokładnie wymieszaj. 
Dodaj tyle płynu (wody/mleka roślinnego), by uzyskać ciasto konsystencji gęstej śmietany.

 Przykryj miskę i odstaw do lodówki na ok. 2 godziny. Przed smażeniem wymieszaj ciasto i jeśli trzeba dodaj trochę płynu do uzyskania pożądanej konsystencji (ja musiałam dodać). Smaż na rozgrzanej patelni. Każdorazowo przed nalaniem ciasta wlej kapkę oleju z pestek winogron. 



Z tej porcji ciasta wyszło 16 naleśników o średnicy 20 cm.

Pyszne, sycące, pięknie pachnące gryką naleśniki mają ciekawą konsystencję. Na początku są lekko chrupiące z wierzchu i jeśli takie właśnie lubisz zjadaj je bezpośrednio po upieczeniu. Później stają się miękkie i trochę przypominają placki ziemniaczane.


Zjedliśmy je z kremem orzechowo-czekoladowym + dżem z czarnych porzeczek (bez cukru). Połączenie słodkiego kremu i kwaskowych porzeczek dało wyśmienity efekt. 


Naleśniki szybko znikały z talerza... A nasz synek stwierdził, że to najlepsze naleśniki jakie jadł.

* Aby uzyskać mąkę gryczaną i ** jaglaną wystarczy zmielić w młynku do kawy niepaloną kaszę gryczaną i kaszę jaglaną. Obie kasze kupuję na rynku od gospodarza. Te z marketu są nie porównywalne zarówno w smaku jak i w jakości. 
 Mielenie kaszy gryczanej na mąkę

 
 Mielenie kaszy jaglanej na mąkę

 

*** LSM+S, to zmielone w młynku do kawy: len, słonecznik, migdały i sezam, w proporcjach: 1½, 1, ½, 1.

**** Możesz użyć dowolnego, ulubionego mleka roślinnego. W tym przepisie użyłam mleka sojowego, tym razem kupionego. Choć sama przygotowuje różne mleka roślinne trzymam w szewce 2-3 kartoniki gotowca, tak na wszelki wypadek. Kując soję lub mleko sojowe wybieraj te niemodyfikowane genetycznie.

ROZGRZEWAJĄCA JAGLANKA NA CHŁODNO-MOKRY JESIENNY PORANEK




Kasza jaglana z rozgrzewającymi przyprawami poprawi humor i świetnie postawi na nogi nawet największego śpiocha. I choć to bardzo prosta potrawa rozgrzeje ciało i umysł, i radośnie wprowadzi w nadchodzący dzień.


1 szklanka ugotowanej kaszy jaglanej*
woda**
spora szczypta imbiru i kurkumy
garść rodzynek***
cynamon do posypania

Włóż do garnka kaszę, zalej wodą, dodaj rodzynki, imbir i kurkumę. Dobrze podgrzej, dokładnie wymieszaj. Przełóż do miseczki, posyp cynamonem i zajadaj cieplutkie, a poczujesz jak cały organizm się rozgrzewa i nabiera wigoru.


* Aby szybko przygotować jaglankę warto mieć w lodówce zapas wcześniej ugotowanej kaszy. Wówczas przygotowanie ciepłego śniadania zajmie dosłownie kilka chwil, i do pracy lub szkoły wystartujemy rozgrzani i z potrzebną dawką energii.
** Ilość wody uzależniona jest od konsystencji jaką chcesz uzyskać.
*** Kupuj suszone owoce nie siarkowane!


JAK GOTOWAĆ KASZĘ JAGLANĄ?
Po pierwsze warto zaopatrzyć się w kaszę dobrej jakości. Ja kupuję od gospodarza na rynku. Dzięki temu znam jej źródło pochodzenia, przy okazji miło porozmawiam, a co najważniejsze jest świeża i niezwykle aromatyczna. Ma wspaniały, lekko orzechowy smak, pięknie pachnie i aż kusi by ją zjeść. Ta kupiona w markecie przeszła spory kawał drogi zanim tam trafiła i tak naprawdę nie mam pewności skąd pochodzi, a o jej świeżości i jakości nie wspomnę. Poza tym nie smakuje tak wybornie...
A przygotowanie kaszy jest banalnie proste. Wlewamy do garnka 3 szklanki wody, wsypujemy 1 szklankę przepłukanej na sicie kaszy jaglanej, zagotowujemy, zmniejszamy ogień i gotujemy bez przykrycia przez 10 minut - nie mieszamy! Po tym czasie zdejmujemy garnek z ognia, zakrywamy pokrywką i odstawiamy na 10-15 minut. I kasza gotowa!:) Teraz można ją od razu pałaszować lub po schłodzeniu wstawić do lodówki (można przechowywać 3 dni) i używać w każdej chwili do przygotowywania pysznego i zdrowego jedzonka.
Jeśli masz czas i chęci, zawsze kiedy potrzebujesz możesz gotować świeżą porcję kaszy.

środa, 20 listopada 2013

Dlaczego Bóg pozwala na cierpienie?


Wielu chrześcijan pyta się, dlaczego nieskończenie miłosierny Bóg pozwala im cierpieć? Przecież żyją Jego słowem, kroczą po Jego ścieżkach, życzą dobrze bliźniemu, mają w sobie ducha Chrystusa… To pytanie zadawane jest od wieków. A odpowiedź brzmi: „właśnie dlatego”:

Bo w ogniu doświadcza się złoto,
a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia.

(Mądrość Syracha 2, 5-6)

Jezus umarł za nas na krzyżu, cierpiąc wcześniej nieopisane męki fizyczne i duchowe jako Bóg w ludzkim ciele. Po nim ginęli w mękach święci i męczennicy za wiarę, a setki, tysiące chrześcijan cierpiało prześladowania. Święty Paweł pisał, cierpiąc wciąż prześladowania fizyczne i duchowe:
Zapewniam was, przez chlubę, jaką mam z was w Jezusie Chrystusie, Panu naszym, że każdego dnia umieram.
(1 Kor 15, 31)

Dobry Bóg wie, że tylko w doświadczeniu hartuje się dusza. Ciało można zniszczyć, ducha – nigdy. Ten, kto odrodził się z ducha Jego Syna, nie umarł na wieki! Pan wie, że żaden ból, cierpienie czy smutek nic nie jest w stanie zrobić komuś, kto ma w sobie zmartwychwstałego Chrystusa!

Ale, jak wielokrotnie Jezus powtarzał, Jego „królestwo nie jest z tego świata”. Królestwo Boże to świat ducha, do którego prowadzi droga ciężka i pełna wyrzeczeń. Jest to ciągłe zmaganie się z pokusami tego świata, pożądliwością własnego ciała i kształtowanie ducha. Ciągła praca nad tym, by właśnie duch był silniejszy od materii.

Zapewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego, i że to, co zniszczalne, nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne. Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni (...). Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność.
(1 Kor 15, 50-53)

Więc: Jeżeli chcesz mnie naśladować, to weź swój krzyż na każdy dzień. Pan uszlachetnia nas przez cierpienie. Przyzwalając na klęski w życiu, pozwala przez nie dostrzec, jak bardzo Jest dla nas ważny i potrzebny. Pozwala zrozumieć, jak jesteśmy mali i bezradni bez niego a jak cenni, gdy przychodzimy z ufnością i pokorą.

Kto się w opiekę poda Panu swemu, a całym sercem szczerze ufa Jemu, śmiele rzec może, mam obrońcę Boga, nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga…

Bez Boga nie ma nic. Jest pustka i chaos, w którym brat bezkarnie zabija brata. Bo taki jest ten świat: bezlitosny i drapieżny. A my, chrześcijanie, jesteśmy jego światłem. Jego sumieniem. Duchową Armią, która zmaga się z ciemnością. Wybierając drogę pokoju, drogę miłości, wybieramy Światło, Boga, czym narażamy się na reakcję ze strony tego świata.
Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź. (List do Rzymian, 8,36)

Jak podkreśla wielu ojców kościoła i mistyków, by uczestniczyć w zmartwychwstaniu Chrystusa, musimy umrzeć. Umrzeć dla tego świata. Umrzeć, by móc narodzić się ponownie. Ale zawsze, w każdym momencie naszego życia nasz niebieski Ojciec przy nas będzie. Więc:

Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy,
a nie trać równowagi w czasie utrapienia!
Przylgnij do Niego, a nie odstępuj,
abyś był wywyższony w twoim dniu ostatnim. 

Przyjmij wszystko, co przyjdzie na ciebie,
a w zmiennych losach utrapienia bądź wytrzymały! 

Bo w ogniu doświadcza się złoto,
a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia. 

Bądź Mu wierny, a On zajmie się tobą,
prostuj swe drogi i Jemu zaufaj!
(Mądrość Syracha 2, 1-6)

Błogosław duszo moja Pana!
 

niedziela, 10 listopada 2013

Różaniec na 5

Różaniec na 5” to 5 minut dla Boga i twojej rodziny!

Różaniec, to moja ulubiona modlitwa! Taka wspaniała modlitwa! Wspaniała w jej prostocie i jej głębi. W tej modlitwie powtarzamy po wielokroć słowa, które Dziewica Maryja usłyszała od Archanioła i od swej kuzynki, Elżbiety. Na tle słów: "Zdrowaś Maryja" dusza uzmysławia sobie zasadnicze wydarzenia (Tajemnice) z życia Jezusa Chrystusa… Modlitwa tak prosta i tak bogata. Z głębi mojego serca zachęcam wszystkich do jej odmawiania. (papież Jan Paweł II)

Obecny świat myśli tylko o sobie. Jak bezwolne atomy, kręcimy się wokół własnych interesów, szczelnie zamykając drzwi przed drugim człowiekiem. Jesteśmy coraz bardziej zabiegani i zestresowani. Brakuje nam czasu dla siebie i dla rodziny. Do tego jesteśmy karmieni chorą wizją świata przez media, które pod pozorem pseudo tolerancji, coraz mocniej lansują teorie niszczące rodzinę w jej tradycyjnym ujęciu. Od lat medialny atak skierowany jest do kobiet, które wzywa się do „wolności” od tradycyjnego modelu matki i gospodyni domowej na rzecz swobody w każdym działaniu, a zwłaszcza w sferze seksualnej. Ostatnio zaś cele ataku stają się nasze dzieci, które próbuje się zmanipulować chorymi ideami teorii gender.

Dlaczego tak jest? A kogo najbardziej nienawidzi boży przeciwnik? Kto według Bożego przekazu złamie mu piętę? On dobrze wie, że uderzając w kobietę, uderzy w małżeństwo, sakrament pobłogosławiony przez Boga. Dobrze też wie, że czym skorupka za młodu...

Na tym tle nie dziwi więc głośne wołanie Maryi, które od lat rozlega się w każdym Jej objawieniu. Gietrzwałd, Fatima, Lourdes... Wszędzie tam, gdzie pojawia się Wielka Pani, wzywa do pokuty i prosi o modlitwę, zwłaszcza o modlitwę różańcową. A dlaczego akurat różaniec? Co jest takiego w tej zwykłej, jak się wydaje, modlitwie?

Pozdrowienie Anielskie kończy smutny i trudny czas nieprzyjaźni Boga z człowiekiem. Czas upadku człowieka a potem surowych praw Starego Testamentu, które kolejni uczeni w Piśmie obwarowywali swoimi kolejnymi prawami, tłumiąc w zarodku wszelką spontaniczność w osobistej modlitwie. Aż nadchodzi czas łaski. Oto Bóg posyła Swoje Słowo, daje nam swego Syna, obdarzając wielkim miłosierdziem. Wraz z Archaniołem Gabrielem, nad cudem Pańskim śpiewa cały chór aniołów, bo oto Bóg sam przychodzi do człowieka, dając mu to, co najcenniejsze: swoją Miłość bez granic. A Maryja, świadoma cudu jaki dokonuje się z Jej udziałem, pokornie i z wdzięcznością przyjmuje dar, który odmieni świat na zawsze.

Świat został odmieniony. Obmyty w krwi Jezusa. Napełniony Jego łaską pełną miłosierdzia, by każdy, kto w niego wierzy, nie umarł na wieki (Jan, 11,26). To On nauczył nas bezpośredniej rozmowy z Niebieskim Ojcem. I to On skierował do nas te słowa:
26 Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: "Niewiasto, oto syn Twój". 27 Następnie rzekł do ucznia: "Oto Matka twoja". I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19, 26-27).

Każdy uczeń Jezusa, którym jesteśmy my, wszyscy chrześcijanie, powinniśmy posłuchać Jego głosu i wziąć do serca Jego Słowa, wziąć do serca Jego Matkę, która tak bardzo ukochała nas ludzi.

Jak powiedział św. Ojciec Pio o różańcu: Szatan dąży do zniszczenia tej modlitwy, ale nigdy mu się to nie uda; jest to modlitwa Tej, która triumfuje nad wszystkim i wszystkimi. To Ona nas jej nauczyła, tak jak Jezus nauczył nas „Ojcze Nasz” (…) Trzymajcie zawsze w swojej ręce Broń Maryi, a zawsze i wszędzie odniesiecie zwycięstwo nad piekielnymi wrogami.

Jan Paweł II powtarzał, że od losy całego społeczeństwa zależą właśnie od rodziny. A zdrowa rodzina to taka, która żyje wiarą. Dlatego błogosławiony papież zaleca modlitwę różańcową dla rodziny, która dzięki niej może uniknąć wielu kryzysów.

Modlitwa różańcowa nie jest bezsensownym „klepaniem zdrowasiek”, „uprawianym” przez starszych dewotów, których nazywa się moherami. Tak twierdzą „nowocześni” inteligenci, którzy z pobłażliwością patrzą na parady równości czy wioski krysznowców. Różaniec to modlitwa, która przybliża nam cud, jak Bóg stał się jednym z nas, a potem żył z nami, cierpiał z nami i za nas umarł, byśmy mogli dziś szczęśliwie żyć. Różaniec to bukiet róż, jaki możemy ofiarować naszej duchowej Matce.

Jedna dziesiątka różańca trwa 5 minut. To tak niewiele dla ciebie a tak wiele dla rodziny. Dlatego raz dziennie, na przykład przed wieczorną modlitwą bądźcie razem by podziękować Panu za Jego obecność i w spokoju odmówcie dziesiątkę różańca. Te 5 minut na różaniec to 5 minut dla Boga i dla waszej rodziny!