Etykiety

czwartek, 28 sierpnia 2014

Franklin Graham o konflikcie na Ukrainie i innych kryzysach na świecie

Są pytania, jest odpowiedź. Franklin Graham o konflikcie na Ukrainie i innych kryzysach na świecie

Franklin Graham  
Franklin Graham fot. Billy Graham Evangelistic Association
 
Kaznodzieja Franklin Graham wyjaśnia przyczyny obecnego zamieszania na świecie.
Jest on synem słynnego amerykańskiego ewangelisty Billy'ego Grahama. W czerwcu był w Warszawie jako główny mówca podczas zorganizowanego na stadionie Legii Festiwalu Nadziei.
Odnosząc się do ostatnich wydarzeń na świecie, wymienia takie kryzysy jak: epidemia śmiercionośnego wirusa Ebola w Afryce Zachodniej, ataki Rosji na Ukrainę, tajemnicze zaginięcie malezyjskiego samolotu pasażerskiego, konflikt na Bliskim Wschodzie i przemoc na tle wyznaniowym w Iraku i Syrii, gdzie "muzułmanie zabijają muzułmanów i chrześcijan."
"Podczas gdy świat boryka się z konfliktem Izraela z Gazą, prowincję Yunnan w Chinach uderza trzęsienie ziemi o sile 6,1 stopnia w skali Richtera i zabija 400 osób, raniąc 2 tysiące. Ekonomiczny chaos powoduje, że rządy i przedsiębiorstwa upadają. Rodzinne wartości są atakowane, moralne prawa burzone" - zwraca uwagę Graham i pyta: "Co jest odpowiedzią na ten chaos?".
"Zanim jeden kryzys się uspokoi, nadchodzi inny. Od wybrzeża do wybrzeża, od kontynentu do kontynentu, narody są w przerażeniu. Prezenterzy wiadomości i politycy często kręcą głowami i pytają: co się dzieje?" - dodaje kaznodzieja.
Przypomina fragment Ewangelii Łukasza dotyczący czasów ostatecznych:
"I będą znaki na słońcu, księżycu i na gwiazdach, a na ziemi lęk bezradnych narodów. (...) Ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy, które przyjdą na świat, bo moce niebios poruszą się."
Graham stwierdza, że "społeczeństwo oczekuje rozwiązań od nauczycieli, polityków czy technologii. Świat goni za najnowszymi urządzeniami, które przekażą informację szybciej niż da się ją ściągnąć, a ignorują jedyną odpowiedź, dlaczego świat jest w kłopotach, poza kursem".
Głoszący zwraca uwagę, że Biblia identyfikuje problem człowieka od początku do końca. Jest nim upadek rasy ludzkiej. Pismo Święte wyjaśnia także, co ma nadejść.
"Bóg przemawia, ale niewielu słucha" - pisze Graham.
Kaznodzieja żałuje, że ludzkość nie wyciągnęła wniosków ze swoich dotychczasowych dziejów.
"Biorąc pod uwagę mijający czas, można byłoby sądzić, że rasa ludzka zastanowi się nad ostrzeżeniami Boga, ale zamiast zwrócić serca ku Niemu, by przyznać swoją grzeszność i niedoskonałość, włączamy nasze telewizory i telefony komórkowe tylko by ujrzeć, że antyczne miasta są nadal w czołówkach wiadomości - od Damaszku po Gazę, od Jerozolimy po Mosul (starożytna Niniwa)" - grzmi Graham.
Daje następnie odpowiedź, dlaczego na ziemi dochodzi do tak wielu strasznych rzeczy.
"Otwieram Biblię i czytam pytanie psalmisty: "Czemuż to burzą się narody, a ludy myślą o próżnych rzeczach? Powstają królowie ziemscy i książęta zmawiają się społem przeciw Panu i Pomazańcowi jego" (Ps. 2,1-2). W Piśmie Świętym znajduje się odpowiedź: "Podstępne jest serce człowieka, bardziej niż wszystko inne, i zepsute (Jer. 17,9)".
Kaznodzieja podkreśla, że jedyną nadzieją jest "zwrócenie się do Pana."
"Dlatego właśnie Pan pozwala, by wydarzenia, jakich jesteśmy świadkami, nadal miały miejsce - by przyciągnąć ludzi do Niego. On pragnie, by Jego stworzenie upamiętało się z nikczemności i buntu przeciwko Niemu. W Swojej wielkiej miłości i łasce mówi: "Nawróćcie się do mnie całym swym sercem" (Joela 2,12)" - zaznacza Franklin Graham.
Podkreśla, żę Biblia to "podręcznik życia", który zawsze potrafi doprowadzić do "właściwych rzeczy w oczach Boga." Niestety, jak zauważa, "Słowo Boże zostało przeniesione do biblioteki starożytności".
"Serce człowieka chce zatriumfować nad Bogiem zamiast klęknąć przed Nim i wypełniać Jego wolę" - ubolewa kaznodzieja.
"Oto idą dni - mówi Wszechmogący Pan - że ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz słuchania słów Pana. I wlec się będą od morza do morza, i tułać się z północy na wschód, szukając słowa Pana, lecz nie znajdą." - to fragment Księgi Amosa 8,11-12.
Franklin Graham podkreśla, ze Biblia "mówi nam, co zrobić, kiedy ujrzymy te wydarzenia". Mówi ona:
"A gdy się to zacznie dziać, wyprostujcie się i podnieście głowy swoje, gdyż zbliża się odkupienie wasze." (Łk. 21,28).
Zdaniem syna Billy'ego Grahama, "powrót Pana Jezusa zbliża się, a ci, którzy za nim podążają, powinni być w ciągłym stanie oczekiwania, posłusznie deklarując, że Jezus przyszedł, by zbawić świat od dominacji szatana w ludzkich sercach.".
Franklin Graham zauważa przy tym, że "załamywanie rąk w rozpaczy nie wyprowadzi nikogo z niewoli tego świata do pokoju, jakiego Bóg pragnie dla Swego ludu."
Kaznodzieja wskazuje, że Jezus Chrystus jest jedyną Osobą, która jest w stanie przynieść pokój światu i uczyni to, co obiecał.
Zdaniem Grahama, nie musimy jednak czekać aż do tego czasu, by znać Boży pokój, nawet pośród całego zamieszania, jakie ma miejsce na świecie. Biblia mówi: "Do mnie się zwróćcie, wszystkie krańce ziemi, abyście były zbawione, bo Ja jestem Bogiem i nie ma innego (Iz. 45,22).
Zbawienie jest oferowane każdemu człowiekowi, który uwierzy, że Jezus Chrystus zbawi go od jego grzechu i da mu Swego Ducha.
"Jest nadzieja w czasach wojny, głodu i wielkiego niebezpieczeństwa. Nie szukajcie odpowiedzi u rządów. Nie polegajcie na technologii, by pomogła wam manewrować pośród życiowych niepewności. Patrzcie ku Jezusowi i wiedzcie, że znaki czasów powinny nas prowadzić do Niego" - podkreśla Graham.
Na koniec cytuje Psalm 33, wersety od 8 do 12:
"Niech się boi Pana cała ziemia! Niech drżą przed nim wszyscy mieszkańcy świata! Bo on rzekł - i stało się, On rozkazał - i stanęło. Pan unicestwił plan narodów, wniwecz obrócił zamysły ludów. Plan Pana trwa na wieki, Zamysły serca jego z pokolenia w pokolenie. Błogosławiony naród, którego Bogiem jest Pan".
Artykuł za: http://chnnews.pl/

sobota, 23 sierpnia 2014

Oni (chrześcijanie) są naszym ciałem i krwią...

Nadi Mahdi zakrył swoją twarz, płacząc z powodu rozpaczliwego losu irackich chrześcijan

To co zrobił w telewizji zaskoczyło wszystkich (WIDEO) fot. YouTube
Ten Irakijczyk swoim zachowaniem na antenie wywołał chwilę ciszy. Chodziło o chrześcijan.
Występujący w telewizji Asia TV Nadi Mahdi zakrył swoją twarz, płacząc z powodu rozpaczliwego losu irackich chrześcijan. Jak wiadomo są oni wypędzani i mordowani przez islamistów z ISIS (Państwa Islamskiego). Ten program wyemitowano w lipcu, kiedy świata nie obiegły jeszcze informacje o najstraszliwszych zbrodniach bojowników.
- Dzisiaj płakałem w swoim domu. Oni (chrześcijanie) są naszym ciałem i krwią. Kimże jest ISIS, żeby miał wypędzać tych, którzy mieszkają z nami w tej ziemi? Chciałbym dać mieszkańcom Mosulu i rządowi zadanie. Muszą podjąć natychmiastowe środki, by pomóc tym ludziom - podkreślił.
Zaznaczył też, że Irak jest państwem różnorodnym, złożonym z ludzi różnych wyznań i poglądów.
- Nasz kraj jest jak róża. Jej płatkami są chrześcijanie, Arabowie, Kurdowie... - mówił Mahdi.
W pewnym momencie do rozmowy wtrącił się drugi z jej uczestników.
- Chrześcijanie nie zrobili niczego złego. Nikogo nie skrzywdzili. Wręcz przeciwnie - są pokojowymi ludźmi, kochają wszystkie grupy wyznaniowe. Są ludźmi honoru z wysokimi wartościami moralnymi. Zawsze podtrzymują swoje poczucie sprawiedliwości. Solidaryzujemy się z nimi w stu procentach - stwierdził.
Zachęcamy - obejrzyj wideo przedstawiające tę rozmowę poniżej!

 
Artykuł ze strony: http://chnnews.pl/



Our God Is Greater - Chris Tomlin

Któż jak Bóg?!


sobota, 16 sierpnia 2014

Ulf Ekman o reakcji ludzi na to, że przeszedł na katolicyzm

Ulf Ekman fot. Facebook
 
Ulf Ekman, były pastor, opisuje, jak ludzie zareagowali na jego decyzję o przejściu do Kościoła katolickiego.

Ekman jest założycielem szwedzkiego kościoła Słowo Życia (Livets Ord) w Uppsali. Z jego nauczań korzystały wspólnoty protestanckie na całym świecie, a jego kazania były transmitowane w telewizji do wielu krajów.
9 marca ogłosił, że wraz z małżonką zamierza oficjalnie dołączyć do Kościoła katolickiego. Na katolicyzm przeszedł wcześniej ich syn - Benjamin.
Oto co Ulf Ekman napisał na temat reakcji ludzi na jego decyzję:

"Kiedy powiedziałem zgromadzeniu ewangelicznego megakościoła, w którym służyłem jako pastor od kiedy założyłem go 30 lat temu, że zamierzamy zostać katolikami, spowodowało to coś więcej niż poruszenie. To wywołało prawdziwą wrzawę w moim kraju, Szwecji, która pozostaje w większości protestancka. Okres od tego dnia (9 marca) aż do 21 maja, kiedy to zostaliśmy przyjęci do Kościoła katolickiego, był naznaczony sporami i dyskusjami. Mam segregatory pełne artykułów, komentarzy i reakcji, które pojawiły się w tradycyjnych mediach i w Internecie.
Nasze przekonanie o tym, że potrzebowaliśmy stać się katolikami, rosło powoli, przez lata, ale decyzja, by podjąć ten krok, przyszła raczej późno. Zastanawialiśmy się, jak to przekażemy. To nie mogło zostać zrobione w dłuższym odcinku czasu, krok po kroku. To spowodowałoby wielkie spekulacje i zamieszanie na skalę narodową i międzynarodową w naszej wielkiej sieci kościołów. W ciągu ostatnich kilku lat nasi przyjaciele i współpracownicy zdali sobie sprawę, że coraz bardziej przyciągała nas katolicka teologia, moralność, liturgia i kultura. Niewielu z nich jednak sądziło, że postawimy ten krok i dokonamy konwersji. W miesiącach i tygodniach przed ogłoszeniem przez nas tej decyzji zaangażowaliśmy kierownictwo kościoła i pewnych innych przyjaciół, by byli przygotowani i pomogli nam w procesie przekazania tej wieści naszej kongregacji.
Gdy patrzę w tył, nie dostrzegam żadnej innej możliwości, jak mogłoby zostać to uczynione. Pastorzy Słowa Życia znakomicie się spisali, pomogli członkom w zrozumieniu tego, co się stało i konsekwencji. Musieli również spróbować odpowiedzieć na szereg pytań dotyczącej katolickiej wiary. Było jednak wiele emocji - krytycyzm, a także smutek, poczucie straty i odrzucenia. Jak mogłem jako pastor zostawić swoją trzodę? Czy nie zdradziłem ich i mojego powołania? Czy już nie uważałem ich za chrześcijan? Czy wszystko, czego nauczałem, było teraz niewłaściwe? Niektórzy zastanawiali się, jak ja, który zdawałem się stać mocno przez tyle lat, mogłem nabrać się na tak jawne zwiedzenie, kłamstwo? Oskarżenia nadchodziły z lewej i z prawej strony, a emocje były na wysokim poziomie. Niektóre nadal są.
Było jednak wielu w zgromadzeniu, którzy to rozumieli. Byli wdzięczni, że nowy pastor był wtedy już na swoim stanowisku przez ponad rok. Ci członkowie szanowali naszą decyzję i rozumieli, że była ona oparta na tym, co uznawaliśmy za powołanie od Boga. Nie zostaliśmy zwiedzeni, ale byliśmy prowadzeni przez Boga w tej sprawie, choć oni nie wiedzieli dlaczego i jak. Otrzymaliśmy wiele zachęcających listów zarówno od protestantów, jak i katolików.
Spotkaliśmy się także z ciekawym i nieco postmodernistycznym podejściem ze strony niektórych. Byli gotowi zaakceptować to, że Bóg mógł powołać nas do Kościoła katolickiego, ale nie mogli zaakceptować doktryn Kościoła. Pewien kaznodzieja wyraził to tak: "OK, zostaliście katolikami, ale na pewno nie wierzycie w to, w co oni wierzą, prawda?". Mówili tak, jakbym naprawdę miał wybór, mógł wybierać selektywnie. Kiedy odrzekłem, że naprawdę wierzę we wszystko, w co Kościół katolicki wierzy i czego uczy, wydało się to bardzo dziwne dla wielu z moich protestanckich przyjaciół. Trudno było im zrozumieć, że być katolikiem oznacza wierzyć jak katolik, nawet dla mnie.
Dla nas liczyła się prawda. Zawsze wierzyliśmy w Słowo Boże i w to, że istnieje absolutna prawda objawiona przez Boga. Coraz bardziej zaczynaliśmy widzieć, że jest konkretny historyczny Kościół założony przez Chrystusa i skarb, depozyt obiektywnej i żywej wiary. To przyciągnęło nas do Kościoła katolickiego. Skoro wierzyliśmy, że pełnia prawdy jest osadzona i strzeżona przez Kościół katolicki, to nie mieliśmy wyboru, jak w pełni się z tym Kościołem zjednoczyć.
Kiedy w końcu nadszedł czas, by zostać przyjętym do Kościoła, poczuliśmy się bardziej niż gotowi, zniecierpliwieni, by opuścić ziemię niczyją. Czuliśmy tak, jakbyśmy nareszcie stali się tymi, którymi naprawdę byliśmy. W końcu pragnienie udziału w sakramentalnej łasce zostało spełnione.
Staraliśmy się wytłumaczyć naszym przyjaciołom, że nie odrzucamy tego, co Bóg dał nam w naszym ewangelicznym i charyzmatycznym środowisku, ale, jak to się mówi, "ewangeliczność nie wystarczy". Nie jest w błędzie w swojej miłości do Pisma Świętego i stania na straży podstawowych prawd ewangelii i żarliwej ewangelizacji. Wszystko to jest potrzebne, ale nie wystarczy. Życie charyzmatyczne z jego naciskiem na moc i prowadzenie Ducha Świętego jest potrzebne, to niesamowity dar. Nie można żyć nim jednak w pełni w schizmatyckim i zbyt indywidualistycznym środowisku. Zrozumienie tego otworzyło nas na spostrzeżenie potrzeby Kościoła w jego pełni z bogatym życiem sakramentalnym.
Nie odrzucamy więc naszej przeszłości i bogatych doświadczeń z tych lat, w których byliśmy założycielami i liderami Słowa Życia. Jesteśmy na zawsze wdzięczni Panu za wszystko, co uczynił. A jednocześnie jesteśmy ogromnie szczęśliwi i wdzięczni, że rozumiemy teraz, iż naprawdę potrzebujemy Kościoła katolickiego w naszym życiu i służbie Panu.
A więc teraz, gdy zaczynamy tę drogę, jest wiele do zgłębienia. Teraz, gdy wszystkich naszych poprzednich obowiązków i stanowisk już nie ma, możemy, przynajmniej w tej chwili żyć z prędkością, która pozwala na życie bardziej refleksyjne. Byliśmy przyzwyczajeni do ciągłego podtrzymywania służby, naszego kościoła. Teraz to Kościół nas podnosi. Sakramenty stały się namacalną rzeczywistością w naszym życiu i podtrzymują nas w konkretny sposób. Jestem pewien, że łaska jest tutaj w taki sposób, jakiego nie było wcześniej. W naszym życiu jest świeży powiew. Teraz nie możemy się doczekać zgłębiania i pełnej identyfikacji z tym wszystkim, czego jesteśmy obecnie częścią. Bardzo ekscytujące jest życie w pełni dla Jezusa Chrystusa - w Kościele katolickim."

Tłumaczenie: ChnNews.pl
Źródło: Catholic Herald
_______________________________________________________________
Artykuł za  ChnNews.pl

John Paul Jackson o tym, co właśnie się wydarza


Prorok chrześcijański John Paul Jackson już dawno przewidział to, co co właśnie się wydarza.


piątek, 15 sierpnia 2014

Można się zakochać sto razy (przedruk)


Kiedy ludzie mówią o miłości, na ogół mają na myśli właśnie okres zakochania, który podnieca, zniewala i pozostaje w pamięci. Ludzie się spotykają, poznają, podobają się sobie i w sobie się zakochują... Cały świat nabiera różowych, fantastycznych barw. Droga jednak nie może się kończyć w tym miejscu!

Natura, że się tak wyrażę, zna się na swojej pracy. Wymyśliła więc zakochanie, aby dwoje ludzi wzajemnie okazywało sobie miłość, aby byli ze sobą na stałe i rozmnażali się, towarzysząc sobie w podróży przez życie. Zakochanie jest reklamą miłości, ale jednocześnie jest tylko pierwszym, podstawowym etapem pewnej drogi: początkiem czegoś silniejszego, bardziej trwałego i stabilnego.

Silnik został uruchomiony, jeżeli jednak nie ruszymy się z miejsca, samochód będzie tylko spalał benzyną, a donikąd nas nie zawiezie!

Wydaje mi się, że na tym właśnie polega wielkie nieporozumienie naszych czasów. O ile w nie tak odległej przeszłości deprecjonowano stan zakochania, podkreślając znaczenie innych aspektów miłości (jak zrozumienie, stabilność, pozycja społeczna), o tyle obecnie miłość sprowadza się do tego pierwotnego, intensywnego uczucia.

Moi dziadkowie poznali się i pobrali na początku lat trzydziestych XX wieku. Mieli ku temu wiele powodów. Przede wszystkim nie do pomyślenia było, aby tu, w górach, kobieta żyła sama, na utrzymaniu rodziny. Mężczyzna z kolei potrzebował kobiety, aby realizować plany związane z pracą. Od kobiety z pewnością nie wymagano, aby była piękna i atrakcyjna fizycznie! Miała być silna, zdrowa i pracowita, by móc zajmować się dziećmi i dbać o gospodarstwo (babcia opowiadała mi, że urodziła mojego ojca o odpowiedniej porze, ponieważ o piątej rano mogła już iść do obory, aby wydoić krowy!). Mężczyzna natomiast musiał być godny zaufania i absolutnie nie mógł mieć skłonności do picia... Być może po pewnym czasie rzeczywiście zakochiwali się w sobie, ale nie było to absolutnie konieczne.

W dzisiejszych czasach ludzie przede wszystkim muszą się sobie podobać. Z jednej strony to dobrze. Istnieje jednak ryzyko, że atrakcyjność seksualna, a więc uczucie, stanie się jedynym, wątpliwym kryterium oceny wartości drugiej osoby... Zdaniem ekspertów obecnie w świecie zachodnim dominują dwie charakterystyczne postawy wobec miłości.

Po pierwsze, dość powszechnie uznaje się, że zakochanie ma wyłącznie spontaniczny charakter. Nie dba się więc o to, aby miłość dojrzała, łudząc się, że młodość i uczucia będą trwały wiecznie. Wiemy jednak dobrze, że emocje tworzą tylko jeden z licznych wymiarów ludzkiego życia i bardzo często wymykają się nam spod kontroli.

Jeżeli miłość jest tylko pięknym uczuciem, nie wiemy skąd przybywa i dokąd prowadzi! Podobnie jak złość, smutek, nuda, strach... Jeżeli miłość jest doświadczeniem zupełnie niezależnym od naszej woli, to znaczy, że jesteśmy wyłącznie ofiarami uczuć, przed którymi nie ma żadnej ochrony. Nigdy więc nie możemy czuć się bezpiecznie.

Ileż to razy spotykałem się z sytuacją, w której w momencie kryzysu małżeńskiego jedno z małżonków wyznawało, że niczego już nie czuje do drugiej osoby! Jak gdyby niespodziewanie wyschło jakieś źródło.

Stanowczo zbyt często miłość pozostawia się dzisiaj w kołysce, nie dbając o jej rozwój, nie dostarczając jej pożywienia. Uczucie, które nie przemienia się w odpowiedzialny, świadomy i dojrzały wybór, z góry skazane jest na porażkę.

Druga problematyczna postawa wobec miłości jest bezpośrednią konsekwencją uproszczonego podejścia do sfery uczuć. Chodzi mianowicie o chęć nieustannego powrotu do momentu zakochania, wynikającą ze złudnego przekonania, że zakochanie może być niewyczerpanym źródłem uczuć. Zjawisko to doskonale zilustrował Mozart w tragicznej operze Don Giovanni. Opisał je też Hermann Hesse, który stwierdził, że etap zalotów to jedyna interesująca rzecz w miłości...

Usiłujemy wciąż od nowa przeżywać moment narodzin miłości lub dążymy do wyeliminowania pozostałych etapów jej rozwoju. Ponadto obecnie uważa się, że seks jest tylko jednym z wielu sposobów pozwalających na wzajemne poznanie, a nawet zakochanie się. Zakochanie bywa nawet utożsamiane ze zjednoczeniem seksualnym. Zachowujemy się tak, jakbyśmy chcieli udowodnić, że początek jest spełnieniem, głębokim językiem płciowości posługujemy się w niezwykle powierzchowny sposób.

Ponieważ jestem katolikiem, powyższe słowa mogą być uznane za próbę moralizowania. Dlatego chciałbym od razu wyjaśnić pewną sprawę. Problem, który omawiam, nie ma natury etycznej (nie chodzi o normy postępowania), lecz ontologiczną (miłość po prostu taka jest!). Ograniczanie zakochania wyłącznie do sfery emocji nie jest złe ani dobre. Chodzi po prostu o to, że próby nieustannego zakochiwania się nigdy nie pozwolą zrozumieć istoty miłości!

Dwoje nastolatków, którzy po imprezie (przypuszczalnie zakrapianej alkoholem) uprawiają seks, ponieważ chcą się wzajemnie odkryć lub pokazać, na co ich stać, nie postępuje wbrew jakiejś wydumanej, nieżyciowej, księżowskiej zasadzie. Nie - oni popełniają błąd, ponieważ mylnie sądzą, że to, czego doświadczają, jest miłością. Możemy więc pokusić się o sformułowanie ważnego wniosku wynikającego z lektury biblijnego opisu stworzenia.  Z euforycznego stadium zakochania koniecznie trzeba przejść do kolejnego etapu rozwoju miłości, który charakteryzuje się większą odpowiedzialnością.

Wybór między dwoma światami

Idylliczna opowieść o parze pierwszych ludzi prowadzi do bardzo realistycznej i raczej mało romantycznej konstatacji: zakochanie staje się miłością tylko wtedy, gdy poprowadzimy je dobrą drogą, właściwie korzystając z daru wolności. Możemy wybierać między miłością spontaniczną i nieodpowiedzialną a miłością, która bierze odpowiedzialność za przyszłość ukochanej osoby. Obecnie coraz częściej spotykamy się z wizją wspaniałej, instynktownej miłości, której na siłę przeciwstawia się wymagającą miłość związku monogamicznego.

Codziennie doświadczamy rzeczywistej pokusy, aby ulec tej wizji:
Właściwie to jestem raczej zadowolony/a z mojego związku, w głębi duszy jestem jednak przekonana/y, że istnieje jakiś lepszy on lub lepsza ona, stworzony/a właśnie dla mnie.
Gdzieś tam, w szerokim świecie, żyje moja druga połowa, mężczyzna/kobieta mojego życia.
Trudności, które przeżywa nasz związek, są ewidentnym dowodem na to, że się pomyliliśmy i powinniśmy dać sobie jeszcze jedną szansę.
Ja nie wierzę, że gdzieś tam istnieje kobieta/mężczyzna mojego życia. Ja na kobietę/mężczyznę mojego życia wybieram właśnie ciebie!

Myli się ten, kto sądzi, że jakikolwiek człowiek jest w stanie w zaspokoić nieskończoną potrzebę towarzystwa i dobra. Wielkie oszustwo współczesnego świata polega na tym, iż każe się nam wierzyć w istnienie prostych rozwiązań, które dostępne są na wyciągnięcie ręki. Wmawia się nam, że zamiast poświęcać czas na wspólny rozwój powinniśmy poszukać sobie lepszego partnera, który będzie bardziej podobny do nas!

W zdecydowanej większości przypadków przekonanie, że inny człowiek może radykalnie zmienić moje życie, jest zwyczajnym złudzeniem. Współczesny człowiek skłonny jest uwierzyć, że rozwiązanie problemu nie polega na stawieniu czoła trudnościom, lecz na zmianie partnera!

I rzeczywiście - można się zakochać sto razy, sto razy zakładać i rozbijać rodzinę. Jednak człowiek, który ulega pokusie, zawsze odkrywa swoją nagość. Kolejny partner  - wybrany po odrzuceniu poprzedniego obiektu zakochania  - jest tylko kolejnym złudzeniem.

Ileż to razy pomagałem ludziom, którzy po rozpadzie małżeństwa weszli w kolejny związek tylko po to, aby przekonać się, że mimo zmiany naczynia, potrawa wciąż smakuje tak samo. Proszę mi wybaczyć dosłowność, ale opowieści o niesamowitych właściwościach miłości powinno się wreszcie włożyć między bajki. Kiedy pojawia się rozczarowanie, ludzie zazwyczaj oskarżają się wzajemnie. Zraniona miłość przemienia się w chęć unicestwienia, zdradzone uczucie przemienia się w nienawiść. Małżeństwa, które wzajemnie się o wszystko obwiniają, przemieniają dobro w nieludzkie okrucieństwo, a wówczas przegrywają wszyscy.

Przypominam sobie spontaniczne wyznanie pewnego znajomego, który po dwudziestu latach małżeństwa rozwiódł się z żoną w okropnych okolicznościach. Kiedy się spotkaliśmy, opowiadał o dniu, w którym dzięki zręczności znanego adwokata odniósł zwycięstwo w rozprawie sądowej: nie zasądzono żadnych alimentów dla jego żony, jemu przyznano dom i opiekę nad dziećmi. Adwokat był wyraźnie zadowolony z siebie. Dawał do zrozumienia, że to była jedna z najlepiej poprowadzonych przez niego spraw, a jego klient - czyli mój znajomy - dostał wszystko, czego chciał. Ten ostatni jednak wyznawał mi ze łzami w oczach: tak naprawdę to chciałem, żebyśmy nadal byli razem i żebyśmy się kochali! Trzeba się mieć na baczności.

Więcej w książce: MIŁOŚĆ I INNE SPORTY EKSTREMALNE - Paolo Curtaz
 _________________________________________________________
Artykuł za: http://www.deon.pl/

"Instead of sadness, the statue makes our son Matthew's grave a place of happiness" (przedruk)

I Never Thought I'd Be Happy at a Cemetery Until I Saw What This Dad Did

Ernest and Anneke Robison are parents who can relate to what it’s like to fight for and then grieve for a beloved child. Their son Matthew was born in 1988, and due to a lack of oxygen he began to develop many ailments. He was blind, paralyzed, and he could speak only a few words. But that didn’t stop him from making a huge impact on everyone he met. Matthew passed away when he was 11 years old.

In the midst of their grief Matthew’s parents couldn’t help but feel an overwhelming sense of gratefulness for the joy that their precious son brought to their lives.

For this very reason Matthew’s tombstone is unlike the ordinary. His father Ernest designed a one of a kind tombstone to honor his son’s legacy. It is a statue of Matthew breaking free from his wheelchair and reaching towards the sky. It brings people hope, just like Matthew did for people while he was still living.


"Instead of sadness, the statue makes our son Matthew's grave a place of happiness," Ernest said, and "Many others have found that true also."

During their journey, in 1993, the Robison’s established their own non-profit, the Ability Found, to help families just like their own. They help those with disabilities obtain medical and rehabilitation gear that the average family can’t afford. It helps them to do the simple things that most of us enjoy daily.

 Artykuł za http://www.godvine.com

JESTEŚ ZIMNY CZY GORĄCY?



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Wszystkim cierpiącym: Bóg widzi prześladowców

To co się dzieje na Bliskim Wschodzie przeraża. W ludziach rodzą się demony i wzrasta wzajemna nienawiść. Krwawe morderstwa i brutalne gwałty. Islamscy ekstremiści opanowują kolejne tereny, zabijając każdego, kogo uznają za niewiernego. Chrześcijanie i mniejszości religijne uciekają w góry, gdzie cierpią głóg i poniżenie. A gdzieś pośrodku tego, niczym samotna wyspa otoczona przez hordy nieprzyjaciół, broni się państwo Izrael. 

To wszystko wydaje się przerażające, ale było zapowiedziane w Piśmie. Ten czas jest zapowiedziany i uświęcony. Pan mówi do prześladowanych przez ekstremistów braci a są to słowa Odwagi dające Moc: "Nie lękajcie się, bo Mój dzień jest bliski. Odwagi, Idę do Was".

PSALM 64(63)

Bóg sądzi prześladowców

Kierownikowi chóru. Psalm. Dawidowy. 
Boże, słuchaj głosu mego, gdy się żalę;
zachowaj me życie od strachu przed wrogiem. 

Chroń mnie przed gromadą złoczyńców
i przed zgrają źle postępujących. 

Oni ostrzą jak miecz swe języki,
a gorzkie słowa kierują jak strzały, 

by ugodzić niewinnego z ukrycia,
znienacka strzelają, wcale się nie boją.

Umacniają się w złym zamiarze,
zamyślają potajemnie zastawić sidła
i mówią sobie: "Któż nas zobaczy
i zgłębi nasze tajemnice?"
Zamach został obmyślony,
ale wnętrze człowieka - serce jest niezgłębione.

Lecz Bóg strzałami w nich godzi,
nagle odnoszą rany, 

własny język im gotuje upadek:
wszyscy, co ich widzą, potrząsają głowami.

Ludzie zdjęci bojaźnią
sławią dzieło Boga
i rozważają Jego zrządzenia.

Sprawiedliwy weseli się w Panu,
do Niego się ucieka,
a wszyscy prawego serca się chlubią. 


Czytajmy w domach ten Psalm. Powtarzajmy go w Duchu, modląc się za niewinnie prześladowanych. Bo Oto Pan nadchodzi by dokonać sądu. Własne słowa ekstremistów niosą im zgubę. Wraz ze śmiercią każdego istnienia w imię Najwyższego, zabijają też prawdziwą wiarę w to, co robią, zabijając siebie...

Bracia cierpiący prześladowanie, nie bójcie się! Pan daje Wam moc. Pozwala wybrać życie w Prawdzie i światłości. Bo "Bóg jest światłością i my mamy żyć w światłości" a "krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu." (J 1). 

Pokój niech będzie z Wami!

piątek, 8 sierpnia 2014

Sekretarz generalny Światowego Aliansu Ewangelicznego chwali papieża i przeprasza katolików

Geoff Tunnicliffe Geoff Tunnicliffe fot. radiovaticana.va
Najpierw protestantów przeprosił papież. Teraz przeprosiny poszły w drugą stronę.
Przypomnijmy, że zwierzchnik Kościoła katolickiego odwiedził niedawno kościół zielonoświątkowy we Włoszech. Wizyta miała ekumeniczny charakter. Papież opowiedział się przeciwko podziałom wśród chrześcijan. Przeprosił też za prześladowania zielonoświątkowców pod rządami faszystowskiego rządu Włoch w latach 20. i 30. ubiegłego wieku (Więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).
Sekretarz generalny Światowego Aliansu Ewangelicznego, dr Geoff Tunnicliffe, postanowił w odpowiedzi przeprosić katolików za dyskryminację ze strony ewangelicznych chrześcijan.
- Mam nadzieję, że ten akt papieża Franciszka odbije się echem na świecie, zwłaszcza w tych krajach, w których mają miejsce znaczące napięcia pomiędzy katolikami i ewangelicznymi chrześcijanami - cytuje wypowiedź Tunnicliffe'a Radio Watykańskie.
- Muszę jednak powiedzieć także to: przyznaję, że w historii dochodziło do sytuacji, w których protestanci, w tym ewangeliczni chrześcijanie, dyskryminowali katolickich chrześcijan. Jest mi naprawdę przykro za tego rodzaju działania, ponieważ choć możemy nie zgadzać się pod względem teologicznym, nigdy nie powinno to prowadzić do dyskryminacji czy prześladowań drugiej strony - oświadczył sekretarz generalny Światowego Aliansu Ewangelicznego.
Dr Geoff uważa, że zachowanie papieża Franciszka stanowiło wzór dla innych.
- Wszyscy potrzebujemy uznawać nasze wady i prosić siebie nawzajem o przebaczenie. Myślę, że papież Franciszek dał wspaniały przykład - stwierdził Tunnicliffe.
Według niego, "oficjalne rozmowy pomiędzy katolikami i ewangelicznymi chrześcijanami stanowią istotną część ekumenicznej podróży".
Tunnicliffe uważa ponadto, że budowanie relacji w ramach Ciała Chrystusa jest bardzo ważne.
- Jezus w 17. rozdziale Ewangelii Jana jasno wzywa nas, byśmy byli jedno. Choć istnieją różnice pomiędzy chrześcijańskimi denominacjami, w sednie mamy wiele dziedzin wspólnych - powiedział.
Sekretarz wyjawił także, że dialog ekumeniczny nie kończy się na słowach. On naprawdę postępuje.
- Kończymy właśnie nasz drugi oficjalny dialog teologiczny, który identyfikuje dziedziny wspólnej troski i te, w których wciąż się różnimy... Myślę jednak, że to, że papież Franciszek wyciąga rękę do ewangelicznych chrześcijan, dobrze zapowiada przyszłe rozmowy, ponieważ pozwoli nam to na głębszą interakcję - oznajmił.
Dr Tunnicliffe był jednym z członków ewangelicznej delegacji, która odwiedziła wcześniej papieża w Watykanie. Oprócz niego, jej członkami byli także między innymi: Kenneth Copeland, James i Betty Robison, a także John i Carroll Arnott.
Tunnicliffe stoi na czele Światowego Aliansu Ewangelicznego od maja 2005 roku. Organizacja ta reprezentuje około 650 mln chrześcijan na świecie.

Artykuł pochodzi ze strony: www.chnnews.pl

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Niezmienność losu Izraela

Na naszych oczach wypełniają się proroctwa dotyczące narodu Izraela. Powrót narodu do własnej ziemi, walki, narastająca wrogość narodów... (Psalm 83, Iz 49, Ezechiel 38-39 itp.) Pismo Świętym pełne jest opisów momentu w dziejach, w którym jesteśmy a rozpoznać je możemy w odniesieniu do Izraela, który jako naród wybrany wciąż jest miły Panu.

Niezmienność losu Izraela

To mówi Pan,
który ustanowił słońce, by świeciło w dzień,
[nadał] prawa księżycowi i gwiazdom, by świeciły w nocy,
który spiętrza morze, tak że huczą jego bałwany,
imię Jego Pan Zastępów!

"Jeśliby te prawa przestały działać
przede Mną - wyrocznia Pana -
wtedy i pokolenie Izraela przestałoby
być narodem na zawsze przede Mną".

To mówi Pan:
"Jeśli jest możliwe zmierzyć niebo w górze
i zbadać podstawy ziemi w dole,
to i Ja także odrzucę całe pokolenie Izraela
za to wszystko, co uczynili - wyrocznia Pana.

(Jr 31, 35-37)


Każdy chrześcijanin powinien pamiętać, że bez względu na wszystko, Izrael jest wciąż pierworodnym, ukochanym synem Pana Zastępów:
Tak mówi Pan Zastępów, Przesławny, do narodów, które was ograbiły: "Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka.
(Za 2, 12)


Śledząc moment powstania państwa Izrael, jego trudne początku i niesamowitą budowę silnego państwa czy też analizując niezwykle skuteczne działania wojenne, trudno oprzeć się wrażeniu, że Pan znowu chroni swój naród. Jest z nim. I nadchodzi czas, gdy objawi swą chwałę. 
 

Prośba o poniżenie nieprzyjaciół

Ujrzą przeto narody i będą zawstydzone
mimo całej potęgi swojej;
położą rękę na usta,
uszy ich będą głuche.

Proch lizać będą jak wąż,
jak to, co pełza po ziemi;
wyjdą dygocąc z warowni swoich przed Pana, Boga naszego,
drżeć będą i lęk odczuwać przed Tobą. 

 

Prośba o przebaczenie

Któryż Bóg podobny Tobie,
co oddalasz nieprawość,
odpuszczasz występek
Reszcie dziedzictwa Twego?
Nie żywi On gniewu na zawsze,
bo upodobał sobie miłosierdzie. Ulituje się znowu nad nami,
zetrze nasze nieprawości
i wrzuci w głębokości morskie
wszystkie nasze grzechy.  

Okażesz wierność Jakubowi,
Abrahamowi łaskawość,
co poprzysiągłeś przodkom naszym
od najdawniejszych czasów.

(Mi 7, 16-20)

Zanim więc przyłączymy się do medialnej nagonki na Izrael, warto przeczytać różne źródła tych samych wydarzeń, sięgnąć do historii a nade wszystko, odczytać w swym sercu Prawdę, zapisaną przed wiekami ręką Stwórcy.