Etykiety

niedziela, 21 grudnia 2014

Papież Franciszek spotkał się z luteranami

papież Franciszek, fot. Catholic News Service/Paul Haring 
 
Papież Franciszek przyjął delegację przywódców luterańskich i katolickich z Niemiec.
Na czele delegacji stał biskup Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego w Niemczech - Gerhard Ulrich, a także członkowie komisji ekumenicznej Konferencji Katolickich Biskupów z tego kraju.
Papież wezwał delegatów, by kontynuowali prace na rzecz uzyskania jedności chrześcijan. Według niego, pół wieku "znaczącego postępu w dialogu" pomiędzy luteranami i katolikami jest oparte na szczerej przyjaźni i rosnącej współpracy.
Jego zdaniem, wspólna deklaracja katolicko-luterańska deklaracja dotycząca doktryny o usprawiedliwieniu podpisana przed 15 laty w Augsburgu stanowi krok milowy umożliwiający kontynuację "ekumenicznej podróży", którą Jan Paweł II określił jako zasadnicze zadanie Kościoła katolickiego.
Franciszek podkreślił, że należy cieszyć się z dotychczasowych postępów, a jednocześnie patrzeć w przyszłość z nadzieją.
Jak zaznaczył, choć cel pełnej jedności chrześcijan czasami zdaje się przyćmiony przez różne poglądy na temat natury Kościoła, nigdy nie należy poddawać się rezygnacji, lecz skupiać się na kolejnych krokach naprzód.
Papież podkreślił też, że sprawy dotyczące rodziny, małżeństwa, seksualności i życia ludzkiego nie mogą być ignorowane przy dążeniu do ekumenicznego konsensusu.
Wreszcie stwierdził, że z niecierpliwością oczekuje 500. rocznicy Reformacji, którą luteranie i katolicy mają obchodzić wspólnie w roku 2017. Mają to nie być "triumfalne obchody", lecz raczej "wyznanie wspólnej wiary w jednego, trójjedynego Boga". Franciszek wyraził nadzieję, że to wydarzenie doda wszystkim zachęty do podejmowania dalszych działań na rzecz pojednania i jedności.

Art. za http://chnnews.pl/

Wierzę, że od dawna już Duch porusza wszystkie Kościoły, przygotowując na trudne czasy, które nadchodzą. Tylko jedność chrześcijan da im opór. A jedność ta wypływa z Mocy Ducha, prawdziwej wiary, która jest ponad podziałami. Jak "Chrystus jest niepodzielny" (1 Kor), tak i wszyscy którzy mają go w sercu są braćmi. 
Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali
( J 13, 35)
RL

niedziela, 30 listopada 2014

Jezus: Droga Prawda i Zbawienie...


Kolejny przykład tego, jak Pan działa z mocą. Zastanawiające jest to, że
takich historii jest coraz więcej. Pan wprost ukazuje się wyznawcom islamu.


W Kościół uderzył wiatr Ducha...

"Kiedy modlimy się, to dlatego, że Duch Święty rozbudza w sercu modlitwę. Kiedy przełamujemy krąg naszego egoizmu, wychodzimy z naszych ograniczeń i podchodzimy do innych [ludzi], aby ich spotkać, słuchać, pomagać im, to dzieje się tak dlatego, że pobudził nas Duch Boży. Gdy odkrywamy w sobie nieznaną nam [dotąd] zdolność przebaczania, miłowania tych, którzy nas nie kochają, to dzieje się tak, bo porwał nas Duch.

Kiedy wychodzimy poza konwencjonalne słówka i zwracamy się do braci z tą czułością, która rozpala serce, to z pewnością dotknął nas Duch. To prawda, że Duch Święty rozbudza różne charyzmaty w Kościele. Pozornie zdaje się to tworzyć nieład, ale w rzeczywistości pod Jego kierownictwem stanowi ogromne bogactwo, ponieważ Duch Święty jest Duchem jedności, która nie oznacza jednolitości. Tylko Duch Święty może wzbudzać różnorodność, wielość, a jednocześnie dokonywać jedności" - powiedział Papież.

Franciszek zwrócił uwagę, że kiedy my sami usiłujemy tworzyć różnorodność, wnosimy podziały, popadając w partykularyzm i ekskluzywizm. Kiedy zaś sami chcemy tworzyć jedność według naszych ludzkich planów, prowadzi to do ujednolicenia i homologacji. Natomiast, gdy pozwalamy się kierować Duchowi Świętemu, bogactwo, różnorodność i odmienność nie stają się nigdy konfliktem, bo On nas pobudza do życia różnorodnością w komunii Kościoła.

- Duch Święty sprawia jedność Kościoła: jedność w wierze, jedność w miłości, jedność w wewnętrznej spójności. Kościół i Kościoły są wezwane, by dać się prowadzić przez Ducha Świętego, przybierając postawę otwartości, gotowości uczenia się i posłuszeństwa. Chodzi tu o perspektywę [pełną] nadziei, ale jednocześnie mozolną, skoro zawsze jest w nas pokusa, by opierać się Duchowi Świętemu, ponieważ wstrząsa, porusza z miejsca, każe chodzić, przynagla Kościół, by szedł naprzód. A zawsze łatwiej i wygodnej usadowić się na swoich statycznych, niezmiennych pozycjach. W rzeczywistości Kościół okazuje się wiernym Duchowi Świętemu na tyle, na ile nie usiłuje Go uregulować ani oswoić. A my chrześcijanie stajemy się prawdziwymi uczniami-misjonarzami, zdolnymi do budzenia sumień, jeśli zrezygnujemy ze stylu defensywnego, aby dać się prowadzić Duchowi - powiedział Franciszek.

Papież wskazał, że te mechanizmy obronne mogą się przejawiać w przesadnym przywiązaniu do naszych idei czy własnych sił, albo w ambicji i próżności. To nie pozwala nam zrozumieć innych i otworzyć się na szczery dialog.

- Jednak zrodzonemu z Pięćdziesiątnicy Kościołowi powierzony jest ogień Ducha Świętego. Nie tyle wypełnia on umysł ideami, co rozpala serce. W Kościół uderzył wiatr Ducha, który nie przekazuje władzy, ale zdolność do posługi miłości, język, który każdy może zrozumieć. Im bardziej na naszej drodze wiary i życia braterskiego damy się z pokorą prowadzić Duchowi Pańskiemu, tym bardziej będziemy przezwyciężać nieporozumienia, podziały i kontrowersje, stając się wiarygodnym znakiem jedności i pokoju.
Art. za: http://www.deon.pl/

sobota, 29 listopada 2014

NIE ZAWIEDZIESZ!


Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem.
Lb 6, 24-26


NIE ZAWIEDZIESZ!

poniedziałek, 17 listopada 2014

Jezus przychodzi każdego dnia... Cud nawrócenia dwóch muzułmanek


Kobieta o imieniu Padina, była, podobnie jak jej matka, bardzo gorliwą muzułmanką. Nader starannie wypełniała wszystkie religijne islamskie rytuały. Nieudane małżeństwo i choroba matki prowadząca do paraliżu, a następnie śmierci (stwardnienie rozsiane) doprowadziły ją do depresji. Postanowiła odebrać sobie życie. Skłonności samobójcze udzieliły się również matce.
Jednak pewnego wieczoru siostra Padiny włączyła chrześcijańską telewizję tak głośno, że było ją słychać w całym domu. Program dotyczył tego, jak uciec depresji. Matka Padiny była poruszona i zadzwoniła na linię zaufania, by porozmawiać z ewangelistą.
Później stał się cud! Poniższy filmik doskonale ilustruje tę niezwykłą historię.


Artykuł za: http://chnnews.pl

wtorek, 11 listopada 2014

Nie powodujmy zgorszenia, przebaczajmy

(fot. CTV)
Każdy chrześcijanin, niezależnie od swego powołania musi umieć zawsze przebaczać i nigdy nie powodować zgorszenia - powiedział Ojciec Święty komentując dzisiejsze czytania liturgiczne podczas Eucharystii w Domu Świętej Marty.
Papież zauważył, że w dzisiejszej Ewangelii (Łk 17,1-6) św. Łukasz ukazuje Jezusa, który bardzo wyraziście wskazuje na zło zgorszenia i powiada, że lepiej, aby człowiek, które je powoduje został wrzucony w morze z kamieniem młyńskim u szyi. Swoją homilię skoncentrował wokół trzech słów kluczowych: zgorszenie, przebaczenie, wiara. "Biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia" - mówi stanowczo Chrystus. Natomiast we fragmencie listu do Tytusa św. Paweł daje dokładne wskazówki dotyczące stylu życia kapłana. Ma on być nienaganny, niezarozumiały, nieskłonny do gniewu, nieskory do pijaństwa i awantur, nie chciwy brudnego zysku, lecz gościnny, miłujący dobro, rozsądny, sprawiedliwy, pobożny, powściągliwy, przestrzegający niezawodnej wykładni nauki. Wszystko to jest przeciwieństwem zgorszenia. Jednakże - jak podkreślił Franciszek dotyczy to wszystkich chrześcijan. Zgorszenie - wyjaśnił Ojciec Święty - to wyznawanie, że jesteśmy chrześcijanami, a życie jak poganin, który w nic nie wierzy. To powoduje zgorszenie, gdyż brakuje świadectwa, natomiast wiara wyznawana potwierdzana jest życiem. Kiedy chrześcijan nie żyje swoją wiarą - budzi zgorszenie, które niszczy wiarę. Dlatego Pan Jezus tak bardzo wzywa do czujności, - "uważajcie na siebie" - bo każdy z nas może powodować zgorszenie.
Franciszek zaznaczył, że wszyscy musimy też umieć przebaczać i to zawsze, ponieważ Pan powiada, że "jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu" a dalej "jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: żałuję tego, przebacz mu". Papież zauważył, że Pan Jezus podkreślając znaczenie przebaczenia zaznacza zarazem, że kto nie przebacza - powoduje zgorszenie.
"Musimy wybaczyć, ponieważ sami otrzymaliśmy przebaczenie. Znajdujemy to w Modlitwie Pańskiej, gdzie Jezus tego właśnie nauczał. Nie potrafimy tego zrozumieć ludzką logiką, która prowadzi do tego, by nie wybaczyć, do zemsty, do nienawiści, podziałów. Jak wiele rodzin zostało rozbitych z powodu braku przebaczenia! Dzieci oddzielone od swoich rodziców, mąż od żony ... Bardzo ważne jest pomyślenie, że jeśli nie przebaczam to wydaje się, że nie mam prawa, by mi wybaczono lub nie zrozumiałem, co Pan mi wybaczył. To drugie słowo: przebaczenie" - stwierdził Ojciec Święty.
Franciszek zauważył, że rozumiemy tutaj, dlaczego uczniowie słysząc o tych sprawach prosili Pana Jezusa: "przymnóż nam wiary". Bez niej nie można bowiem żyć nie powodując zgorszenia i nieustannie przebaczając. Jedynie z wiary, którą otrzymaliśmy i która mówi nam o Miłosiernym Ojcu, Synu, który dał swoje życie za nas, działającym w nas i pomagającym nam wzrastać Duchu Świętym, z wiary w Kościół możliwe jest życie zgodne z wolą Boga, nie powodujące zgorszenia i zdolne do przebaczania. Jest ona darem, a nie owocem dociekań intelektualnych. Dlatego uczniowie prosili: "przymnóż nam wiary" - zaznaczył kończąc swoją homilię papież.

 Artykuł za: http://www.deon.pl

Jak Duch Święty zmienia Kościół...

Papież Franciszek


Papież Franciszek
 
Papież Franciszek oświadczył, że Kościół nie potrzebuje księży - "klerykałów" i "urzędników", bo to - jak dodał zwracając się do włoskich biskupów - oddala ludzi od wiary. Potępił postawę unikania służenia innym.

W przesłaniu do uczestników obrad Konferencji Episkopatu Włoch w Asyżu Franciszek stwierdził nawiązując do przygotowania kapłanów: - Wiecie, że nie są potrzebni księża-klerykałowie, których zachowanie grozi tym, że może oddalić ludzi od Pana, ani księża urzędnicy, którzy pełniąc swoją rolę daleko od niego szukają pocieszenia.

Księża, zauważył papież w orędziu odczytanym w trakcie inauguracji obrad, nie są "turystami Ducha Świętego", wiecznie niezadowolonymi. Muszą oni, podkreślił, poświęcić całe swe życie służbie innym.
- Separowanie się od innych po to, by się z nimi nie pobrudzić to największy brud - dodał papież. Przypomniał, że posługa kapłańska polega na "uniżaniu" się przed innymi.

Z kolei przewodniczący włoskiego episkopatu kardynał Angelo Bagnasco w swym wystąpieniu w pierwszym dniu obrad wyraził opinię, że "nowe formy" życia rodzinnego "mają za jedyny cel siać zamęt wśród ludzi i być swego rodzaju koniem trojańskim". Słowa te watykaniści uznali za wyraźne odniesienie do związków homoseksualnych.

Kilka tygodni po szeroko komentowanym w mediach synodzie biskupów na temat rodziny kardynał Bagnasco stwierdził nawiązując do trwającej tam dyskusji: - Miłość to nie tylko uczucie, to decyzja.

- Dzieci nie są przedmiotami, które się produkuje, żąda lub się o nie spiera, nie służą spełnianiu pragnień dorosłych; to najsłabsze i najdelikatniejsze podmioty, mają prawo do taty i mamy.

Ocenił następnie: - Nieodpowiedzialne jest osłabianie rodziny poprzez tworzenie jej nowych form.

- Nihilizm, zapowiedziany ponad stulecie temu, krąży na Zachodzie, tworzy klimat i podporządkowuje umysły - dodał przewodniczący włoskiego episkopatu.

Źródło: PAP, artykuł za WP.pl

Światowy Alians Ewangeliczny i Watykan chcą nowej ery w relacjach

dr Geoff Tunnicliffe i papież Franciszek fot. romereports.com

Papież Franciszek i sekretarz generalny Światowego Aliansu Ewangelicznego (WEA) optymistycznie w sprawie relacji dwustronnych.
Delegacja Aliansu spotkała się z papieżem i przedstawicielami Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan (PCCU), by porozmawiać o dziedzinach potencjalnej współpracy.
W swoim przemówieniu do Rady sekretarz generalny Aliansu, dr Geoff Tunnicliffe, powiedział:
"Zdajemy sobie sprawę z różnic pomiędzy naszymi tradycjami. Stwierdzamy jednak, że istnieją przed nami wspólne zadania".
Podkreślił, że choć "ewangeliczni chrześcijanie są bardzo zróżnicowaną grupą, do której należą ludzie i kościoły z tradycji zielonoświątkowej, reformowanej, baptystycznej i niezależnej", to łączy ich "wiara w Pana Jezusa Chrystusa i pragnienie, by służyć Bożemu Królestwu." Jak dodał, mają oni "serce i pasję dla duchowej odnowy, transformacji i sprawiania, by Jezusa poznawano na całym świecie".
- Postrzegamy ten czas jako nową erę w stosunkach ewangeliczno-rzymskokatolickich - zaznaczył.
Jak stwierdził, istnieje wiele krajów, w których wierzący z obu tych społeczności współpracują ze sobą "w odpowiedzi na tragiczne problemy społeczne".
Podał też przykład.
- Wiemy, że w wielu miastach na świecie ewangeliczni i rzymskokatoliccy chrześcijanie współpracują w odpowiedzi na handel ludźmi, a ewangeliczni i katoliccy uczeni i aktywiści zaczęli współpracować, by przeanalizować i odpowiedzieć na okropne problemy związane z prześladowaniami religijnymi - stwierdził.
Światowy Alians Ewangeliczny uznaje ponadto sprawy takie jak rozbrojenie nuklearne czy szukanie sprawiedliwości, jeśli chodzi o ludzi skrajnie ubogich jako kolejne dziedziny możliwej współpracy ze swoimi partnerami, także z odpowiednimi działami w Watykanie.
Odnosząc się do różnic teologicznych, dr Geoff Tunnicliffe podkreślił, że ewangeliczno-katolickiej współpracy w sprawach społecznych powinna towarzyszyć "publiczna dyskusja na nowym poziomie na
temat naszych podstawowych przekonań, spraw, zarówno tych, co do których ewangeliczni i katolicy zgadzają się, jak i tych, w których się różnią".
Uzupełnił to następnie, stwierdzając, że "głębszemu poziomowi wspólnej miłości do bliźnich powinien towarzyszyć wyższy poziom publicznej dyskusji na temat fundamentalnej teologii i etyki".
Dlaczego?
- To będzie miało wartość edukacyjną dla członków naszych kościołów. Da odpowiedzi poszukującym zainteresowanym wiarą chrześcijańską, których pytania mogły zostać rozbudzone przez naszą wspólną miłość do bliźnich - wyjaśnił.
Papież Franciszek, zwracając się do delegacji, powiedział:
"Od początku istniały podziały pomiędzy chrześcijanami i niestety również dziś społeczności rywalizują ze sobą i znajdują się w konfliktach. To osłabia naszą zdolność do wypełniania przykazań Pana, by głosić ewangelię wszystkim narodom. Nasze podziały szpecą piękno nieskazitelnej szaty Chrystusa, choć nie niszczą całkowicie głębokiej jedności wynikającej z łaski we wszystkich ochrzczonych. Skuteczność chrześcijańskiego przesłania byłaby, bez wątpienia, większa, gdyby chrześcijanie pokonali podziały i razem cieszyli się sakramentami, szerzyli Słowo Boże i nieśli świadectwo przez dobroczynność".
Dodał, że rozmowy pomiędzy Światowym Aliansem Ewangelicznym i Papieską Radą ds. Popierania Jedności Chrześcijan "otworzyły nowe horyzonty poprzez wyjaśnienie nieporozumień i pokazanie drogi do pokonania uprzedzeń".

- Mam nadzieję, że te rozmowy będą dalej inspirować nasze wspólne świadectwo i wysiłki na rzecz ewangelizacji - oświadczył Franciszek i również wyraził nadzieję na "nową erę" w stosunkach pomiędzy katolikami i ewangelicznymi chrześcijanami, aby "wola Pana, by ewangelia dotarła do krańców ziemi, mogła zostać w pełni zrealizowana".
Artykuł za portalem http://chnnews.pl/

czwartek, 25 września 2014

Co reprezentanci Polski w siatkówce powiedzieli o Bogu

Mariusz Wlazły i Michał Winiarski Mariusz Wlazły i Michał Winiarski
Mariusz Wlazły i Michał Winiarski, mistrzowie świata, dali świadectwo wierze w książce Ewangelia dla Sportowca i Kibica.
Została ona wydana kilka lat temu przez wydawnictwo Edycja Świętego Pawła.
Wybrany najbardziej wartościowym zawodnikiem siatkarskiego mundialu Wlazły pisał wówczas tak:
"W moim życiu wiara jest bardzo ważna. Życie opiera się na wierze, więc czym byłoby bez niej? Ważne jest, żeby nosić Boga w sercu. We wszystkich momentach mojego życia - tych prostych i tych trudniejszych - Bóg był przy mnie. Zawsze staram się dziękować Mu za to, że prowadzi mnie przez życie. Nieraz bardzo krętą drogą, lecz na pewno ku prawdzie i oświeceniu. Jak się ma chęci i wiarę, to Bóg sam nas znajdzie."
Podkreślał ponadto:
"Każdy ma jakąś drogę, którą musi przejść, lecz na niej napotyka różnego rodzaju trudności, poboczne cele itp. Myślę, że to, co robię w chwili obecnej, jest bardzo ważne dla mnie, dla mojego rozwoju, więc staram się wypełnić i zrobić wszystko z jak największą perfekcją. Nie zawsze się to udaje, lecz każda porażka jest jeszcze mocniejszą motywacją do osiągnięcia wyznaczonego celu".
Siatkarz zaznaczył wówczas także, że "fundamentem jego życia jest rodzina", a "każda chwila spędzona w domu jest najważniejsza i niezastąpiona".
"Nie ma nic lepszego, jak nauczyć czegoś własne dziecko. Żona daje mi oparcie w ciężkich chwilach i podnosi na duchu" - podkreślał.
Również Michał Winiarski odniósł się w książce do wiary i rodziny. Oto co napisał:
"Żyję bardzo intensywnie, ale każdą wolną chwilę poświęcam najbliższym. To dzięki ich wsparciu łatwiej mi pokonywać trudne chwile. Na co dzień dają mi dużo szczęścia i radości. Sukcesy w sporcie i w życiu osobistym sprawiają, że nie brakuje mi wytrwałości. Obecność Boga odczuwam na co dzień. Często nie jestem w stanie uczestniczyć we mszach św., ale rozmawiam z Bogiem na modlitwie. Myślę, że prawdziwa wiara jest w sercu każdego dobrego człowieka. Zarówno wiara w Boga, jak i w dobro, miłość i nadzieję. Bez niej życie nie miałoby sensu. Trzeba podchodzić do życia pozytywnie!".
Oprócz siatkarzy w książce wypowiadają się również: lekkoatleci: Leszek Blanik, Anita Włodarczyk i Paweł Wojciechowski, ciężarowiec Marcin Dołęga, skoczek narciarski Kamil Stoch, koszykarz Marcin Gortat i piłkarze Marek Citko i Jerzy Dudek.
Zarówno Mariusz Wlazły, jak i Michał Winiarski oświadczyli, że zwycięski finałowy mecz mistrzostw świata z Brazylią (3:1) był ich ostatnim w reprezentacji narodowej. Podobno czynione są starania, by jednak zmienili zdanie...

Artykuł za: http://chnnews.pl

czwartek, 28 sierpnia 2014

Franklin Graham o konflikcie na Ukrainie i innych kryzysach na świecie

Są pytania, jest odpowiedź. Franklin Graham o konflikcie na Ukrainie i innych kryzysach na świecie

Franklin Graham  
Franklin Graham fot. Billy Graham Evangelistic Association
 
Kaznodzieja Franklin Graham wyjaśnia przyczyny obecnego zamieszania na świecie.
Jest on synem słynnego amerykańskiego ewangelisty Billy'ego Grahama. W czerwcu był w Warszawie jako główny mówca podczas zorganizowanego na stadionie Legii Festiwalu Nadziei.
Odnosząc się do ostatnich wydarzeń na świecie, wymienia takie kryzysy jak: epidemia śmiercionośnego wirusa Ebola w Afryce Zachodniej, ataki Rosji na Ukrainę, tajemnicze zaginięcie malezyjskiego samolotu pasażerskiego, konflikt na Bliskim Wschodzie i przemoc na tle wyznaniowym w Iraku i Syrii, gdzie "muzułmanie zabijają muzułmanów i chrześcijan."
"Podczas gdy świat boryka się z konfliktem Izraela z Gazą, prowincję Yunnan w Chinach uderza trzęsienie ziemi o sile 6,1 stopnia w skali Richtera i zabija 400 osób, raniąc 2 tysiące. Ekonomiczny chaos powoduje, że rządy i przedsiębiorstwa upadają. Rodzinne wartości są atakowane, moralne prawa burzone" - zwraca uwagę Graham i pyta: "Co jest odpowiedzią na ten chaos?".
"Zanim jeden kryzys się uspokoi, nadchodzi inny. Od wybrzeża do wybrzeża, od kontynentu do kontynentu, narody są w przerażeniu. Prezenterzy wiadomości i politycy często kręcą głowami i pytają: co się dzieje?" - dodaje kaznodzieja.
Przypomina fragment Ewangelii Łukasza dotyczący czasów ostatecznych:
"I będą znaki na słońcu, księżycu i na gwiazdach, a na ziemi lęk bezradnych narodów. (...) Ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy, które przyjdą na świat, bo moce niebios poruszą się."
Graham stwierdza, że "społeczeństwo oczekuje rozwiązań od nauczycieli, polityków czy technologii. Świat goni za najnowszymi urządzeniami, które przekażą informację szybciej niż da się ją ściągnąć, a ignorują jedyną odpowiedź, dlaczego świat jest w kłopotach, poza kursem".
Głoszący zwraca uwagę, że Biblia identyfikuje problem człowieka od początku do końca. Jest nim upadek rasy ludzkiej. Pismo Święte wyjaśnia także, co ma nadejść.
"Bóg przemawia, ale niewielu słucha" - pisze Graham.
Kaznodzieja żałuje, że ludzkość nie wyciągnęła wniosków ze swoich dotychczasowych dziejów.
"Biorąc pod uwagę mijający czas, można byłoby sądzić, że rasa ludzka zastanowi się nad ostrzeżeniami Boga, ale zamiast zwrócić serca ku Niemu, by przyznać swoją grzeszność i niedoskonałość, włączamy nasze telewizory i telefony komórkowe tylko by ujrzeć, że antyczne miasta są nadal w czołówkach wiadomości - od Damaszku po Gazę, od Jerozolimy po Mosul (starożytna Niniwa)" - grzmi Graham.
Daje następnie odpowiedź, dlaczego na ziemi dochodzi do tak wielu strasznych rzeczy.
"Otwieram Biblię i czytam pytanie psalmisty: "Czemuż to burzą się narody, a ludy myślą o próżnych rzeczach? Powstają królowie ziemscy i książęta zmawiają się społem przeciw Panu i Pomazańcowi jego" (Ps. 2,1-2). W Piśmie Świętym znajduje się odpowiedź: "Podstępne jest serce człowieka, bardziej niż wszystko inne, i zepsute (Jer. 17,9)".
Kaznodzieja podkreśla, że jedyną nadzieją jest "zwrócenie się do Pana."
"Dlatego właśnie Pan pozwala, by wydarzenia, jakich jesteśmy świadkami, nadal miały miejsce - by przyciągnąć ludzi do Niego. On pragnie, by Jego stworzenie upamiętało się z nikczemności i buntu przeciwko Niemu. W Swojej wielkiej miłości i łasce mówi: "Nawróćcie się do mnie całym swym sercem" (Joela 2,12)" - zaznacza Franklin Graham.
Podkreśla, żę Biblia to "podręcznik życia", który zawsze potrafi doprowadzić do "właściwych rzeczy w oczach Boga." Niestety, jak zauważa, "Słowo Boże zostało przeniesione do biblioteki starożytności".
"Serce człowieka chce zatriumfować nad Bogiem zamiast klęknąć przed Nim i wypełniać Jego wolę" - ubolewa kaznodzieja.
"Oto idą dni - mówi Wszechmogący Pan - że ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz słuchania słów Pana. I wlec się będą od morza do morza, i tułać się z północy na wschód, szukając słowa Pana, lecz nie znajdą." - to fragment Księgi Amosa 8,11-12.
Franklin Graham podkreśla, ze Biblia "mówi nam, co zrobić, kiedy ujrzymy te wydarzenia". Mówi ona:
"A gdy się to zacznie dziać, wyprostujcie się i podnieście głowy swoje, gdyż zbliża się odkupienie wasze." (Łk. 21,28).
Zdaniem syna Billy'ego Grahama, "powrót Pana Jezusa zbliża się, a ci, którzy za nim podążają, powinni być w ciągłym stanie oczekiwania, posłusznie deklarując, że Jezus przyszedł, by zbawić świat od dominacji szatana w ludzkich sercach.".
Franklin Graham zauważa przy tym, że "załamywanie rąk w rozpaczy nie wyprowadzi nikogo z niewoli tego świata do pokoju, jakiego Bóg pragnie dla Swego ludu."
Kaznodzieja wskazuje, że Jezus Chrystus jest jedyną Osobą, która jest w stanie przynieść pokój światu i uczyni to, co obiecał.
Zdaniem Grahama, nie musimy jednak czekać aż do tego czasu, by znać Boży pokój, nawet pośród całego zamieszania, jakie ma miejsce na świecie. Biblia mówi: "Do mnie się zwróćcie, wszystkie krańce ziemi, abyście były zbawione, bo Ja jestem Bogiem i nie ma innego (Iz. 45,22).
Zbawienie jest oferowane każdemu człowiekowi, który uwierzy, że Jezus Chrystus zbawi go od jego grzechu i da mu Swego Ducha.
"Jest nadzieja w czasach wojny, głodu i wielkiego niebezpieczeństwa. Nie szukajcie odpowiedzi u rządów. Nie polegajcie na technologii, by pomogła wam manewrować pośród życiowych niepewności. Patrzcie ku Jezusowi i wiedzcie, że znaki czasów powinny nas prowadzić do Niego" - podkreśla Graham.
Na koniec cytuje Psalm 33, wersety od 8 do 12:
"Niech się boi Pana cała ziemia! Niech drżą przed nim wszyscy mieszkańcy świata! Bo on rzekł - i stało się, On rozkazał - i stanęło. Pan unicestwił plan narodów, wniwecz obrócił zamysły ludów. Plan Pana trwa na wieki, Zamysły serca jego z pokolenia w pokolenie. Błogosławiony naród, którego Bogiem jest Pan".
Artykuł za: http://chnnews.pl/

sobota, 23 sierpnia 2014

Oni (chrześcijanie) są naszym ciałem i krwią...

Nadi Mahdi zakrył swoją twarz, płacząc z powodu rozpaczliwego losu irackich chrześcijan

To co zrobił w telewizji zaskoczyło wszystkich (WIDEO) fot. YouTube
Ten Irakijczyk swoim zachowaniem na antenie wywołał chwilę ciszy. Chodziło o chrześcijan.
Występujący w telewizji Asia TV Nadi Mahdi zakrył swoją twarz, płacząc z powodu rozpaczliwego losu irackich chrześcijan. Jak wiadomo są oni wypędzani i mordowani przez islamistów z ISIS (Państwa Islamskiego). Ten program wyemitowano w lipcu, kiedy świata nie obiegły jeszcze informacje o najstraszliwszych zbrodniach bojowników.
- Dzisiaj płakałem w swoim domu. Oni (chrześcijanie) są naszym ciałem i krwią. Kimże jest ISIS, żeby miał wypędzać tych, którzy mieszkają z nami w tej ziemi? Chciałbym dać mieszkańcom Mosulu i rządowi zadanie. Muszą podjąć natychmiastowe środki, by pomóc tym ludziom - podkreślił.
Zaznaczył też, że Irak jest państwem różnorodnym, złożonym z ludzi różnych wyznań i poglądów.
- Nasz kraj jest jak róża. Jej płatkami są chrześcijanie, Arabowie, Kurdowie... - mówił Mahdi.
W pewnym momencie do rozmowy wtrącił się drugi z jej uczestników.
- Chrześcijanie nie zrobili niczego złego. Nikogo nie skrzywdzili. Wręcz przeciwnie - są pokojowymi ludźmi, kochają wszystkie grupy wyznaniowe. Są ludźmi honoru z wysokimi wartościami moralnymi. Zawsze podtrzymują swoje poczucie sprawiedliwości. Solidaryzujemy się z nimi w stu procentach - stwierdził.
Zachęcamy - obejrzyj wideo przedstawiające tę rozmowę poniżej!

 
Artykuł ze strony: http://chnnews.pl/



Our God Is Greater - Chris Tomlin

Któż jak Bóg?!


sobota, 16 sierpnia 2014

Ulf Ekman o reakcji ludzi na to, że przeszedł na katolicyzm

Ulf Ekman fot. Facebook
 
Ulf Ekman, były pastor, opisuje, jak ludzie zareagowali na jego decyzję o przejściu do Kościoła katolickiego.

Ekman jest założycielem szwedzkiego kościoła Słowo Życia (Livets Ord) w Uppsali. Z jego nauczań korzystały wspólnoty protestanckie na całym świecie, a jego kazania były transmitowane w telewizji do wielu krajów.
9 marca ogłosił, że wraz z małżonką zamierza oficjalnie dołączyć do Kościoła katolickiego. Na katolicyzm przeszedł wcześniej ich syn - Benjamin.
Oto co Ulf Ekman napisał na temat reakcji ludzi na jego decyzję:

"Kiedy powiedziałem zgromadzeniu ewangelicznego megakościoła, w którym służyłem jako pastor od kiedy założyłem go 30 lat temu, że zamierzamy zostać katolikami, spowodowało to coś więcej niż poruszenie. To wywołało prawdziwą wrzawę w moim kraju, Szwecji, która pozostaje w większości protestancka. Okres od tego dnia (9 marca) aż do 21 maja, kiedy to zostaliśmy przyjęci do Kościoła katolickiego, był naznaczony sporami i dyskusjami. Mam segregatory pełne artykułów, komentarzy i reakcji, które pojawiły się w tradycyjnych mediach i w Internecie.
Nasze przekonanie o tym, że potrzebowaliśmy stać się katolikami, rosło powoli, przez lata, ale decyzja, by podjąć ten krok, przyszła raczej późno. Zastanawialiśmy się, jak to przekażemy. To nie mogło zostać zrobione w dłuższym odcinku czasu, krok po kroku. To spowodowałoby wielkie spekulacje i zamieszanie na skalę narodową i międzynarodową w naszej wielkiej sieci kościołów. W ciągu ostatnich kilku lat nasi przyjaciele i współpracownicy zdali sobie sprawę, że coraz bardziej przyciągała nas katolicka teologia, moralność, liturgia i kultura. Niewielu z nich jednak sądziło, że postawimy ten krok i dokonamy konwersji. W miesiącach i tygodniach przed ogłoszeniem przez nas tej decyzji zaangażowaliśmy kierownictwo kościoła i pewnych innych przyjaciół, by byli przygotowani i pomogli nam w procesie przekazania tej wieści naszej kongregacji.
Gdy patrzę w tył, nie dostrzegam żadnej innej możliwości, jak mogłoby zostać to uczynione. Pastorzy Słowa Życia znakomicie się spisali, pomogli członkom w zrozumieniu tego, co się stało i konsekwencji. Musieli również spróbować odpowiedzieć na szereg pytań dotyczącej katolickiej wiary. Było jednak wiele emocji - krytycyzm, a także smutek, poczucie straty i odrzucenia. Jak mogłem jako pastor zostawić swoją trzodę? Czy nie zdradziłem ich i mojego powołania? Czy już nie uważałem ich za chrześcijan? Czy wszystko, czego nauczałem, było teraz niewłaściwe? Niektórzy zastanawiali się, jak ja, który zdawałem się stać mocno przez tyle lat, mogłem nabrać się na tak jawne zwiedzenie, kłamstwo? Oskarżenia nadchodziły z lewej i z prawej strony, a emocje były na wysokim poziomie. Niektóre nadal są.
Było jednak wielu w zgromadzeniu, którzy to rozumieli. Byli wdzięczni, że nowy pastor był wtedy już na swoim stanowisku przez ponad rok. Ci członkowie szanowali naszą decyzję i rozumieli, że była ona oparta na tym, co uznawaliśmy za powołanie od Boga. Nie zostaliśmy zwiedzeni, ale byliśmy prowadzeni przez Boga w tej sprawie, choć oni nie wiedzieli dlaczego i jak. Otrzymaliśmy wiele zachęcających listów zarówno od protestantów, jak i katolików.
Spotkaliśmy się także z ciekawym i nieco postmodernistycznym podejściem ze strony niektórych. Byli gotowi zaakceptować to, że Bóg mógł powołać nas do Kościoła katolickiego, ale nie mogli zaakceptować doktryn Kościoła. Pewien kaznodzieja wyraził to tak: "OK, zostaliście katolikami, ale na pewno nie wierzycie w to, w co oni wierzą, prawda?". Mówili tak, jakbym naprawdę miał wybór, mógł wybierać selektywnie. Kiedy odrzekłem, że naprawdę wierzę we wszystko, w co Kościół katolicki wierzy i czego uczy, wydało się to bardzo dziwne dla wielu z moich protestanckich przyjaciół. Trudno było im zrozumieć, że być katolikiem oznacza wierzyć jak katolik, nawet dla mnie.
Dla nas liczyła się prawda. Zawsze wierzyliśmy w Słowo Boże i w to, że istnieje absolutna prawda objawiona przez Boga. Coraz bardziej zaczynaliśmy widzieć, że jest konkretny historyczny Kościół założony przez Chrystusa i skarb, depozyt obiektywnej i żywej wiary. To przyciągnęło nas do Kościoła katolickiego. Skoro wierzyliśmy, że pełnia prawdy jest osadzona i strzeżona przez Kościół katolicki, to nie mieliśmy wyboru, jak w pełni się z tym Kościołem zjednoczyć.
Kiedy w końcu nadszedł czas, by zostać przyjętym do Kościoła, poczuliśmy się bardziej niż gotowi, zniecierpliwieni, by opuścić ziemię niczyją. Czuliśmy tak, jakbyśmy nareszcie stali się tymi, którymi naprawdę byliśmy. W końcu pragnienie udziału w sakramentalnej łasce zostało spełnione.
Staraliśmy się wytłumaczyć naszym przyjaciołom, że nie odrzucamy tego, co Bóg dał nam w naszym ewangelicznym i charyzmatycznym środowisku, ale, jak to się mówi, "ewangeliczność nie wystarczy". Nie jest w błędzie w swojej miłości do Pisma Świętego i stania na straży podstawowych prawd ewangelii i żarliwej ewangelizacji. Wszystko to jest potrzebne, ale nie wystarczy. Życie charyzmatyczne z jego naciskiem na moc i prowadzenie Ducha Świętego jest potrzebne, to niesamowity dar. Nie można żyć nim jednak w pełni w schizmatyckim i zbyt indywidualistycznym środowisku. Zrozumienie tego otworzyło nas na spostrzeżenie potrzeby Kościoła w jego pełni z bogatym życiem sakramentalnym.
Nie odrzucamy więc naszej przeszłości i bogatych doświadczeń z tych lat, w których byliśmy założycielami i liderami Słowa Życia. Jesteśmy na zawsze wdzięczni Panu za wszystko, co uczynił. A jednocześnie jesteśmy ogromnie szczęśliwi i wdzięczni, że rozumiemy teraz, iż naprawdę potrzebujemy Kościoła katolickiego w naszym życiu i służbie Panu.
A więc teraz, gdy zaczynamy tę drogę, jest wiele do zgłębienia. Teraz, gdy wszystkich naszych poprzednich obowiązków i stanowisk już nie ma, możemy, przynajmniej w tej chwili żyć z prędkością, która pozwala na życie bardziej refleksyjne. Byliśmy przyzwyczajeni do ciągłego podtrzymywania służby, naszego kościoła. Teraz to Kościół nas podnosi. Sakramenty stały się namacalną rzeczywistością w naszym życiu i podtrzymują nas w konkretny sposób. Jestem pewien, że łaska jest tutaj w taki sposób, jakiego nie było wcześniej. W naszym życiu jest świeży powiew. Teraz nie możemy się doczekać zgłębiania i pełnej identyfikacji z tym wszystkim, czego jesteśmy obecnie częścią. Bardzo ekscytujące jest życie w pełni dla Jezusa Chrystusa - w Kościele katolickim."

Tłumaczenie: ChnNews.pl
Źródło: Catholic Herald
_______________________________________________________________
Artykuł za  ChnNews.pl

John Paul Jackson o tym, co właśnie się wydarza


Prorok chrześcijański John Paul Jackson już dawno przewidział to, co co właśnie się wydarza.


piątek, 15 sierpnia 2014

Można się zakochać sto razy (przedruk)


Kiedy ludzie mówią o miłości, na ogół mają na myśli właśnie okres zakochania, który podnieca, zniewala i pozostaje w pamięci. Ludzie się spotykają, poznają, podobają się sobie i w sobie się zakochują... Cały świat nabiera różowych, fantastycznych barw. Droga jednak nie może się kończyć w tym miejscu!

Natura, że się tak wyrażę, zna się na swojej pracy. Wymyśliła więc zakochanie, aby dwoje ludzi wzajemnie okazywało sobie miłość, aby byli ze sobą na stałe i rozmnażali się, towarzysząc sobie w podróży przez życie. Zakochanie jest reklamą miłości, ale jednocześnie jest tylko pierwszym, podstawowym etapem pewnej drogi: początkiem czegoś silniejszego, bardziej trwałego i stabilnego.

Silnik został uruchomiony, jeżeli jednak nie ruszymy się z miejsca, samochód będzie tylko spalał benzyną, a donikąd nas nie zawiezie!

Wydaje mi się, że na tym właśnie polega wielkie nieporozumienie naszych czasów. O ile w nie tak odległej przeszłości deprecjonowano stan zakochania, podkreślając znaczenie innych aspektów miłości (jak zrozumienie, stabilność, pozycja społeczna), o tyle obecnie miłość sprowadza się do tego pierwotnego, intensywnego uczucia.

Moi dziadkowie poznali się i pobrali na początku lat trzydziestych XX wieku. Mieli ku temu wiele powodów. Przede wszystkim nie do pomyślenia było, aby tu, w górach, kobieta żyła sama, na utrzymaniu rodziny. Mężczyzna z kolei potrzebował kobiety, aby realizować plany związane z pracą. Od kobiety z pewnością nie wymagano, aby była piękna i atrakcyjna fizycznie! Miała być silna, zdrowa i pracowita, by móc zajmować się dziećmi i dbać o gospodarstwo (babcia opowiadała mi, że urodziła mojego ojca o odpowiedniej porze, ponieważ o piątej rano mogła już iść do obory, aby wydoić krowy!). Mężczyzna natomiast musiał być godny zaufania i absolutnie nie mógł mieć skłonności do picia... Być może po pewnym czasie rzeczywiście zakochiwali się w sobie, ale nie było to absolutnie konieczne.

W dzisiejszych czasach ludzie przede wszystkim muszą się sobie podobać. Z jednej strony to dobrze. Istnieje jednak ryzyko, że atrakcyjność seksualna, a więc uczucie, stanie się jedynym, wątpliwym kryterium oceny wartości drugiej osoby... Zdaniem ekspertów obecnie w świecie zachodnim dominują dwie charakterystyczne postawy wobec miłości.

Po pierwsze, dość powszechnie uznaje się, że zakochanie ma wyłącznie spontaniczny charakter. Nie dba się więc o to, aby miłość dojrzała, łudząc się, że młodość i uczucia będą trwały wiecznie. Wiemy jednak dobrze, że emocje tworzą tylko jeden z licznych wymiarów ludzkiego życia i bardzo często wymykają się nam spod kontroli.

Jeżeli miłość jest tylko pięknym uczuciem, nie wiemy skąd przybywa i dokąd prowadzi! Podobnie jak złość, smutek, nuda, strach... Jeżeli miłość jest doświadczeniem zupełnie niezależnym od naszej woli, to znaczy, że jesteśmy wyłącznie ofiarami uczuć, przed którymi nie ma żadnej ochrony. Nigdy więc nie możemy czuć się bezpiecznie.

Ileż to razy spotykałem się z sytuacją, w której w momencie kryzysu małżeńskiego jedno z małżonków wyznawało, że niczego już nie czuje do drugiej osoby! Jak gdyby niespodziewanie wyschło jakieś źródło.

Stanowczo zbyt często miłość pozostawia się dzisiaj w kołysce, nie dbając o jej rozwój, nie dostarczając jej pożywienia. Uczucie, które nie przemienia się w odpowiedzialny, świadomy i dojrzały wybór, z góry skazane jest na porażkę.

Druga problematyczna postawa wobec miłości jest bezpośrednią konsekwencją uproszczonego podejścia do sfery uczuć. Chodzi mianowicie o chęć nieustannego powrotu do momentu zakochania, wynikającą ze złudnego przekonania, że zakochanie może być niewyczerpanym źródłem uczuć. Zjawisko to doskonale zilustrował Mozart w tragicznej operze Don Giovanni. Opisał je też Hermann Hesse, który stwierdził, że etap zalotów to jedyna interesująca rzecz w miłości...

Usiłujemy wciąż od nowa przeżywać moment narodzin miłości lub dążymy do wyeliminowania pozostałych etapów jej rozwoju. Ponadto obecnie uważa się, że seks jest tylko jednym z wielu sposobów pozwalających na wzajemne poznanie, a nawet zakochanie się. Zakochanie bywa nawet utożsamiane ze zjednoczeniem seksualnym. Zachowujemy się tak, jakbyśmy chcieli udowodnić, że początek jest spełnieniem, głębokim językiem płciowości posługujemy się w niezwykle powierzchowny sposób.

Ponieważ jestem katolikiem, powyższe słowa mogą być uznane za próbę moralizowania. Dlatego chciałbym od razu wyjaśnić pewną sprawę. Problem, który omawiam, nie ma natury etycznej (nie chodzi o normy postępowania), lecz ontologiczną (miłość po prostu taka jest!). Ograniczanie zakochania wyłącznie do sfery emocji nie jest złe ani dobre. Chodzi po prostu o to, że próby nieustannego zakochiwania się nigdy nie pozwolą zrozumieć istoty miłości!

Dwoje nastolatków, którzy po imprezie (przypuszczalnie zakrapianej alkoholem) uprawiają seks, ponieważ chcą się wzajemnie odkryć lub pokazać, na co ich stać, nie postępuje wbrew jakiejś wydumanej, nieżyciowej, księżowskiej zasadzie. Nie - oni popełniają błąd, ponieważ mylnie sądzą, że to, czego doświadczają, jest miłością. Możemy więc pokusić się o sformułowanie ważnego wniosku wynikającego z lektury biblijnego opisu stworzenia.  Z euforycznego stadium zakochania koniecznie trzeba przejść do kolejnego etapu rozwoju miłości, który charakteryzuje się większą odpowiedzialnością.

Wybór między dwoma światami

Idylliczna opowieść o parze pierwszych ludzi prowadzi do bardzo realistycznej i raczej mało romantycznej konstatacji: zakochanie staje się miłością tylko wtedy, gdy poprowadzimy je dobrą drogą, właściwie korzystając z daru wolności. Możemy wybierać między miłością spontaniczną i nieodpowiedzialną a miłością, która bierze odpowiedzialność za przyszłość ukochanej osoby. Obecnie coraz częściej spotykamy się z wizją wspaniałej, instynktownej miłości, której na siłę przeciwstawia się wymagającą miłość związku monogamicznego.

Codziennie doświadczamy rzeczywistej pokusy, aby ulec tej wizji:
Właściwie to jestem raczej zadowolony/a z mojego związku, w głębi duszy jestem jednak przekonana/y, że istnieje jakiś lepszy on lub lepsza ona, stworzony/a właśnie dla mnie.
Gdzieś tam, w szerokim świecie, żyje moja druga połowa, mężczyzna/kobieta mojego życia.
Trudności, które przeżywa nasz związek, są ewidentnym dowodem na to, że się pomyliliśmy i powinniśmy dać sobie jeszcze jedną szansę.
Ja nie wierzę, że gdzieś tam istnieje kobieta/mężczyzna mojego życia. Ja na kobietę/mężczyznę mojego życia wybieram właśnie ciebie!

Myli się ten, kto sądzi, że jakikolwiek człowiek jest w stanie w zaspokoić nieskończoną potrzebę towarzystwa i dobra. Wielkie oszustwo współczesnego świata polega na tym, iż każe się nam wierzyć w istnienie prostych rozwiązań, które dostępne są na wyciągnięcie ręki. Wmawia się nam, że zamiast poświęcać czas na wspólny rozwój powinniśmy poszukać sobie lepszego partnera, który będzie bardziej podobny do nas!

W zdecydowanej większości przypadków przekonanie, że inny człowiek może radykalnie zmienić moje życie, jest zwyczajnym złudzeniem. Współczesny człowiek skłonny jest uwierzyć, że rozwiązanie problemu nie polega na stawieniu czoła trudnościom, lecz na zmianie partnera!

I rzeczywiście - można się zakochać sto razy, sto razy zakładać i rozbijać rodzinę. Jednak człowiek, który ulega pokusie, zawsze odkrywa swoją nagość. Kolejny partner  - wybrany po odrzuceniu poprzedniego obiektu zakochania  - jest tylko kolejnym złudzeniem.

Ileż to razy pomagałem ludziom, którzy po rozpadzie małżeństwa weszli w kolejny związek tylko po to, aby przekonać się, że mimo zmiany naczynia, potrawa wciąż smakuje tak samo. Proszę mi wybaczyć dosłowność, ale opowieści o niesamowitych właściwościach miłości powinno się wreszcie włożyć między bajki. Kiedy pojawia się rozczarowanie, ludzie zazwyczaj oskarżają się wzajemnie. Zraniona miłość przemienia się w chęć unicestwienia, zdradzone uczucie przemienia się w nienawiść. Małżeństwa, które wzajemnie się o wszystko obwiniają, przemieniają dobro w nieludzkie okrucieństwo, a wówczas przegrywają wszyscy.

Przypominam sobie spontaniczne wyznanie pewnego znajomego, który po dwudziestu latach małżeństwa rozwiódł się z żoną w okropnych okolicznościach. Kiedy się spotkaliśmy, opowiadał o dniu, w którym dzięki zręczności znanego adwokata odniósł zwycięstwo w rozprawie sądowej: nie zasądzono żadnych alimentów dla jego żony, jemu przyznano dom i opiekę nad dziećmi. Adwokat był wyraźnie zadowolony z siebie. Dawał do zrozumienia, że to była jedna z najlepiej poprowadzonych przez niego spraw, a jego klient - czyli mój znajomy - dostał wszystko, czego chciał. Ten ostatni jednak wyznawał mi ze łzami w oczach: tak naprawdę to chciałem, żebyśmy nadal byli razem i żebyśmy się kochali! Trzeba się mieć na baczności.

Więcej w książce: MIŁOŚĆ I INNE SPORTY EKSTREMALNE - Paolo Curtaz
 _________________________________________________________
Artykuł za: http://www.deon.pl/

"Instead of sadness, the statue makes our son Matthew's grave a place of happiness" (przedruk)

I Never Thought I'd Be Happy at a Cemetery Until I Saw What This Dad Did

Ernest and Anneke Robison are parents who can relate to what it’s like to fight for and then grieve for a beloved child. Their son Matthew was born in 1988, and due to a lack of oxygen he began to develop many ailments. He was blind, paralyzed, and he could speak only a few words. But that didn’t stop him from making a huge impact on everyone he met. Matthew passed away when he was 11 years old.

In the midst of their grief Matthew’s parents couldn’t help but feel an overwhelming sense of gratefulness for the joy that their precious son brought to their lives.

For this very reason Matthew’s tombstone is unlike the ordinary. His father Ernest designed a one of a kind tombstone to honor his son’s legacy. It is a statue of Matthew breaking free from his wheelchair and reaching towards the sky. It brings people hope, just like Matthew did for people while he was still living.


"Instead of sadness, the statue makes our son Matthew's grave a place of happiness," Ernest said, and "Many others have found that true also."

During their journey, in 1993, the Robison’s established their own non-profit, the Ability Found, to help families just like their own. They help those with disabilities obtain medical and rehabilitation gear that the average family can’t afford. It helps them to do the simple things that most of us enjoy daily.

 Artykuł za http://www.godvine.com

JESTEŚ ZIMNY CZY GORĄCY?



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Wszystkim cierpiącym: Bóg widzi prześladowców

To co się dzieje na Bliskim Wschodzie przeraża. W ludziach rodzą się demony i wzrasta wzajemna nienawiść. Krwawe morderstwa i brutalne gwałty. Islamscy ekstremiści opanowują kolejne tereny, zabijając każdego, kogo uznają za niewiernego. Chrześcijanie i mniejszości religijne uciekają w góry, gdzie cierpią głóg i poniżenie. A gdzieś pośrodku tego, niczym samotna wyspa otoczona przez hordy nieprzyjaciół, broni się państwo Izrael. 

To wszystko wydaje się przerażające, ale było zapowiedziane w Piśmie. Ten czas jest zapowiedziany i uświęcony. Pan mówi do prześladowanych przez ekstremistów braci a są to słowa Odwagi dające Moc: "Nie lękajcie się, bo Mój dzień jest bliski. Odwagi, Idę do Was".

PSALM 64(63)

Bóg sądzi prześladowców

Kierownikowi chóru. Psalm. Dawidowy. 
Boże, słuchaj głosu mego, gdy się żalę;
zachowaj me życie od strachu przed wrogiem. 

Chroń mnie przed gromadą złoczyńców
i przed zgrają źle postępujących. 

Oni ostrzą jak miecz swe języki,
a gorzkie słowa kierują jak strzały, 

by ugodzić niewinnego z ukrycia,
znienacka strzelają, wcale się nie boją.

Umacniają się w złym zamiarze,
zamyślają potajemnie zastawić sidła
i mówią sobie: "Któż nas zobaczy
i zgłębi nasze tajemnice?"
Zamach został obmyślony,
ale wnętrze człowieka - serce jest niezgłębione.

Lecz Bóg strzałami w nich godzi,
nagle odnoszą rany, 

własny język im gotuje upadek:
wszyscy, co ich widzą, potrząsają głowami.

Ludzie zdjęci bojaźnią
sławią dzieło Boga
i rozważają Jego zrządzenia.

Sprawiedliwy weseli się w Panu,
do Niego się ucieka,
a wszyscy prawego serca się chlubią. 


Czytajmy w domach ten Psalm. Powtarzajmy go w Duchu, modląc się za niewinnie prześladowanych. Bo Oto Pan nadchodzi by dokonać sądu. Własne słowa ekstremistów niosą im zgubę. Wraz ze śmiercią każdego istnienia w imię Najwyższego, zabijają też prawdziwą wiarę w to, co robią, zabijając siebie...

Bracia cierpiący prześladowanie, nie bójcie się! Pan daje Wam moc. Pozwala wybrać życie w Prawdzie i światłości. Bo "Bóg jest światłością i my mamy żyć w światłości" a "krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu." (J 1). 

Pokój niech będzie z Wami!

piątek, 8 sierpnia 2014

Sekretarz generalny Światowego Aliansu Ewangelicznego chwali papieża i przeprasza katolików

Geoff Tunnicliffe Geoff Tunnicliffe fot. radiovaticana.va
Najpierw protestantów przeprosił papież. Teraz przeprosiny poszły w drugą stronę.
Przypomnijmy, że zwierzchnik Kościoła katolickiego odwiedził niedawno kościół zielonoświątkowy we Włoszech. Wizyta miała ekumeniczny charakter. Papież opowiedział się przeciwko podziałom wśród chrześcijan. Przeprosił też za prześladowania zielonoświątkowców pod rządami faszystowskiego rządu Włoch w latach 20. i 30. ubiegłego wieku (Więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).
Sekretarz generalny Światowego Aliansu Ewangelicznego, dr Geoff Tunnicliffe, postanowił w odpowiedzi przeprosić katolików za dyskryminację ze strony ewangelicznych chrześcijan.
- Mam nadzieję, że ten akt papieża Franciszka odbije się echem na świecie, zwłaszcza w tych krajach, w których mają miejsce znaczące napięcia pomiędzy katolikami i ewangelicznymi chrześcijanami - cytuje wypowiedź Tunnicliffe'a Radio Watykańskie.
- Muszę jednak powiedzieć także to: przyznaję, że w historii dochodziło do sytuacji, w których protestanci, w tym ewangeliczni chrześcijanie, dyskryminowali katolickich chrześcijan. Jest mi naprawdę przykro za tego rodzaju działania, ponieważ choć możemy nie zgadzać się pod względem teologicznym, nigdy nie powinno to prowadzić do dyskryminacji czy prześladowań drugiej strony - oświadczył sekretarz generalny Światowego Aliansu Ewangelicznego.
Dr Geoff uważa, że zachowanie papieża Franciszka stanowiło wzór dla innych.
- Wszyscy potrzebujemy uznawać nasze wady i prosić siebie nawzajem o przebaczenie. Myślę, że papież Franciszek dał wspaniały przykład - stwierdził Tunnicliffe.
Według niego, "oficjalne rozmowy pomiędzy katolikami i ewangelicznymi chrześcijanami stanowią istotną część ekumenicznej podróży".
Tunnicliffe uważa ponadto, że budowanie relacji w ramach Ciała Chrystusa jest bardzo ważne.
- Jezus w 17. rozdziale Ewangelii Jana jasno wzywa nas, byśmy byli jedno. Choć istnieją różnice pomiędzy chrześcijańskimi denominacjami, w sednie mamy wiele dziedzin wspólnych - powiedział.
Sekretarz wyjawił także, że dialog ekumeniczny nie kończy się na słowach. On naprawdę postępuje.
- Kończymy właśnie nasz drugi oficjalny dialog teologiczny, który identyfikuje dziedziny wspólnej troski i te, w których wciąż się różnimy... Myślę jednak, że to, że papież Franciszek wyciąga rękę do ewangelicznych chrześcijan, dobrze zapowiada przyszłe rozmowy, ponieważ pozwoli nam to na głębszą interakcję - oznajmił.
Dr Tunnicliffe był jednym z członków ewangelicznej delegacji, która odwiedziła wcześniej papieża w Watykanie. Oprócz niego, jej członkami byli także między innymi: Kenneth Copeland, James i Betty Robison, a także John i Carroll Arnott.
Tunnicliffe stoi na czele Światowego Aliansu Ewangelicznego od maja 2005 roku. Organizacja ta reprezentuje około 650 mln chrześcijan na świecie.

Artykuł pochodzi ze strony: www.chnnews.pl

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Niezmienność losu Izraela

Na naszych oczach wypełniają się proroctwa dotyczące narodu Izraela. Powrót narodu do własnej ziemi, walki, narastająca wrogość narodów... (Psalm 83, Iz 49, Ezechiel 38-39 itp.) Pismo Świętym pełne jest opisów momentu w dziejach, w którym jesteśmy a rozpoznać je możemy w odniesieniu do Izraela, który jako naród wybrany wciąż jest miły Panu.

Niezmienność losu Izraela

To mówi Pan,
który ustanowił słońce, by świeciło w dzień,
[nadał] prawa księżycowi i gwiazdom, by świeciły w nocy,
który spiętrza morze, tak że huczą jego bałwany,
imię Jego Pan Zastępów!

"Jeśliby te prawa przestały działać
przede Mną - wyrocznia Pana -
wtedy i pokolenie Izraela przestałoby
być narodem na zawsze przede Mną".

To mówi Pan:
"Jeśli jest możliwe zmierzyć niebo w górze
i zbadać podstawy ziemi w dole,
to i Ja także odrzucę całe pokolenie Izraela
za to wszystko, co uczynili - wyrocznia Pana.

(Jr 31, 35-37)


Każdy chrześcijanin powinien pamiętać, że bez względu na wszystko, Izrael jest wciąż pierworodnym, ukochanym synem Pana Zastępów:
Tak mówi Pan Zastępów, Przesławny, do narodów, które was ograbiły: "Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka.
(Za 2, 12)


Śledząc moment powstania państwa Izrael, jego trudne początku i niesamowitą budowę silnego państwa czy też analizując niezwykle skuteczne działania wojenne, trudno oprzeć się wrażeniu, że Pan znowu chroni swój naród. Jest z nim. I nadchodzi czas, gdy objawi swą chwałę. 
 

Prośba o poniżenie nieprzyjaciół

Ujrzą przeto narody i będą zawstydzone
mimo całej potęgi swojej;
położą rękę na usta,
uszy ich będą głuche.

Proch lizać będą jak wąż,
jak to, co pełza po ziemi;
wyjdą dygocąc z warowni swoich przed Pana, Boga naszego,
drżeć będą i lęk odczuwać przed Tobą. 

 

Prośba o przebaczenie

Któryż Bóg podobny Tobie,
co oddalasz nieprawość,
odpuszczasz występek
Reszcie dziedzictwa Twego?
Nie żywi On gniewu na zawsze,
bo upodobał sobie miłosierdzie. Ulituje się znowu nad nami,
zetrze nasze nieprawości
i wrzuci w głębokości morskie
wszystkie nasze grzechy.  

Okażesz wierność Jakubowi,
Abrahamowi łaskawość,
co poprzysiągłeś przodkom naszym
od najdawniejszych czasów.

(Mi 7, 16-20)

Zanim więc przyłączymy się do medialnej nagonki na Izrael, warto przeczytać różne źródła tych samych wydarzeń, sięgnąć do historii a nade wszystko, odczytać w swym sercu Prawdę, zapisaną przed wiekami ręką Stwórcy.

wtorek, 29 lipca 2014

Papież Franciszek: proszę was o przebaczenie

(fot. EPA/CESARE ABBATE)


Dwa dni po wizycie w Casercie papież Franciszek ponownie przybył do tego włoskiego miasta, aby spotkać się z tamtejszą wspólnotą zielonoświątkowców. Jej pastorem jest jego przyjaciel, Giovanni Traettino.


Od początku lat 90. XX. jest on w zaangażowany w dialog ekumeniczny z katolickimi charyzmatykami. Brał on udział m.in. w czerwcowym spotkaniu papieża z Odnową w Duchu Świętym na Stadionie Olimpijskim w Rzymie. Obaj duchowni poznali się w 2006 r. w Buenos Aires.

Papież przyleciał helikopterem na lądowisko przy Pałacu Królewskim, skąd najpierw udał się do domu pastora. Po spotkaniu z nim i jego rodziną, pojechał samochodem do niedokończonego jeszcze kościoła Pojednania. Czekało tam na niego około 350 osób, głównie chrześcijan ewangelikalnych, przybyłych nie tylko z Włoch, ale także z USA, Argentyny, Kanady, Hiszpanii, Francji i Indii. Trzymając w jednej ręce swą czarną torbę, drugą pozdrawiał ludzi machających do niego z okolicznych balkonów.

Wyrażając radość z przybycia Franciszka, którego powitano w świątyni oklaskami, pastor Traettino poprosił zebranych o "jeszcze większy aplauz dla Jezusa". Odmówiono wspólnie modlitwę "Ojcze nasz".

W improwizowanym przemówieniu Franciszek przyznał, że niektórzy dziwią się, iż "papież przyjechał spotkać się z ewangelikami". - Przyjechałem, by spotkać się z braćmi - stwierdził Ojciec Święty. Wyznał, że papież może mieć pokusę, by powiedzieć: "ja jestem Kościołem, wy jesteście sektą". Dodał, że "wśród tych, którzy prześladowali i potępiali zielonoświątkowców" byli także katolicy. - Jestem pasterzem katolików i proszę was o przebaczenie za tych braci i siostry, którzy [tego] nie rozumieli albo byli skuszeni przez diabła - powiedział papież.

Wskazał, że "Jezus modlił się o jedność. Duch Święty sprawia różnorodność w Kościele. To On ją sprawia. Ale ten sam Duch Święty sprawia jedność i Kościół jest jeden w różnorodności. Różnorodność [jest] pojednana przez Ducha Świętego" - tłumaczył papież.

Podkreślił "przykazanie dane przez Jezusa swemu ludowi: aby byli jedno". Wskazał przy tym na konieczność kroczenia w obecności Boga, gdyż to właśnie Jego obecność sprawia braterstwo między nami. - Zatrzymujemy się, patrzymy na siebie nawzajem i widzimy, że jesteśmy do siebie dość podobni - mówił Franciszek.

Wezwał zielonoświątkowców, by szanowali "różnorodność charyzmatów i harmonię charyzmatów", gdyż to Duch Święty "jest harmonią, która sprawia tę różnorodność".

Była to pierwsza w historii podróż papieża poza Rzym wyłącznie w tym celu, aby spotkać się z protestantami.

Tekst za portalem DEON.pl

Jeśli nie będziemy Jednym, możemy nie być wcale...




wtorek, 22 lipca 2014

Wezwanie dla emigrantów

Jeśli mieszkasz za granicą i czujesz w sercu głęboką tęsknotę za krajem, zawołaj do Pana. A jeśli czujesz Jego wołanie do powrotu ale się wahasz i odsuwasz od siebie te myśli, przeczytaj Słowo, które cię umocni.

Nowe przymierze zapowiedziane wygnańcom

Pan skierował do mnie te słowa: "Synu człowieczy, oto do braci twoich, do zesłanych wraz z tobą, do wszystkich pokoleń izraelskich, do ogółu mawiali mieszkańcy Jerozolimy: "Oddaleni jesteście od Pana. Ziemia ta nam została oddana w posiadanie". Dlatego mów: Tak mówi Pan Bóg: Wprawdzie wygnałem ich pomiędzy narody i rozproszyłem po krajach, jednak przez krótki czas będę dla nich świątynią w tych krajach, do których przybyli. Dlatego mów: Tak mówi Pan Bóg: Zgromadzę was na nowo spośród obcych narodów, sprowadzę was z krajów, po których zostaliście rozproszeni, i dam wam ziemię Izraela. Wrócą tam i wykorzenią z niej wszystkie bożki i obrzydliwości. Dam im jedno serce i wniosę nowego ducha do ich wnętrza. Z ciała ich usunę serce kamienne, a dam im serce cielesne, aby postępowali zgodnie z moimi poleceniami, strzegli nakazów moich i wypełniali je. I tak będą oni moim ludem, a Ja będę ich Bogiem. A co do tych, których serce skłania się ku bożkom i obrzydliwościom, to na ich głowy składam odpowiedzialność za ich postępowanie" - wyrocznia Pana Boga.
(Ez 11, 14-21)

Jest taki czas, gdy trzeba wyraźnie się określić. Podjąć stanowczą decyzję komu się służy: Bogu czy mamonie. Często nie jest to łatwe, bo sytuacja ekonomiczna kraju nie jest rewelacyjna. Wciąż trudno od pracę a jeśli jest, to zwykle mało płatna. Sytuacja wydaje się bez wyjścia. Ale gdy czujesz Boże wezwanie do powrotu, jednocześnie gdzieś w środku serca słyszysz delikatne słowa: Nie bój się, nie lękaj się... Wsłuchaj się w nie. Zaufaj im. To Słowo od Pana. Słowo Ducha Świętego. A jeśli tak jest, to uwierz w nie. Zaufaj mu. Przypomnij sobie, że dla Pana nie ma nic niemożliwego. Jeśli jesteś w związku, powiedz o tym partnerowi i rozważcie w modlitwie to wezwanie. Pamiętaj, że Pan jest wszechmocny. To On wyprowadził swój lud z Egiptu. Ochronił przed mocą Faraona. Zresztą całą Biblia jest pełna cudów. Dlatego i teraz poprowadzi Was do swojej ścieżce a gdy będzie trzeba, nakarmi i nadzieje. Najważniejsze, byś zaufał Jego wezwaniu.

Bo On jest Bogiem żyjącym
i trwa na wieki.
On ratuje i uwalnia,
dokonuje znaków i cudów
na niebie i na ziemi.
(Dn 6, 27-28)

Dlatego, jeśli odczuwasz Słowa powrotu w sercu, wstań i pójdź za Nim. Wracaj do kraju a gdy to zrobisz, odsuń się od dawnych „bożków i obrzydliwości”. Pan da ci nowe serce, wrażliwe na jego Słowo i odkryje przed tobą twoje właściwe miejsce w życiu. Daje ci obetnicę, że będzie przy tobie. Czy może być coś wspanialszego?

Pan posyła swego Ducha wszędzie tam, gdzie samotne, smutne serca wołają do Niego. Jeśli jest ci źle na obczyźnie i przepełnia cie tęsknota za krajemy – wołaj do Niego. Pokój Boży spocznie na tobie i odnajdziesz drogę do Domu.

Warto zaufać. Choć nie jest to takie proste. Wiem coś o tym, bo byłem dokładnie w takiej samej sytuacji. Aż pewnego dnia Pan powiedział: „Wracaj”. Zaufaliśmy Mu. A wraz z długą podróżą do ojczyzny, rozpoczął się nasz mozolny etap powrotu do Pana. Niczym synowie marnotrawni, wracaliśmy na Jego ścieżkę pełną cudów, która przyniosła nam synka. Nie było łatwo. Czasem nawet bardzo ciężko. Jednak to „w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu – w piecu utrapienia” (Syr 2, 5). Teraz wiem, że robiąc ten pierwszy krok na drodze zaufania w Boże prowadzenie, zrobiliśmy pierwszy krok ku nowemu narodzeniu. Naprawdę, było warto.

Dlatego: Wstańcie, nie lękajcie się! (Mt 17, 7).

niedziela, 20 lipca 2014

Zapiski: Sztuka odzwierciedla Miłość Bożą

Kiedy Duch Święty przychodzi, otwiera nasze oczy i ożywia do prawdziwego życia. Często Jego tchnienie odczuwają artyści, pod wpływem "weny" tworząc swe dzieła. W ten sposób, poprzez dany artyście talent, Pan pragnie przekazać siebie innym. Przekazać Swoje Słowo, wizję, coś przed nami odkryć, wskazać kierunek... Dlatego wszelkie zatrzymywanie dla siebie lub wąskiego grona tych poruszeń jest niczym zakopywanie talentu w ziemi, z czego będziemy rozliczeni. podobnie tworzenie sztuki dla niej samej jest zatrzymywaniem Bożego Powiewu, stawianiem tamy na drodze Rzeki Życia, jaką karmi nas Stwórca. Jeśli jesteś artystą, to dziel się szczodrze tym, co zostało ci dane. Rób to na chwałę Tego, od kogo ten dar dostałeś i z miłością do ludzi.  W ten sposób odczujesz Boga-Stworzyciela. Bo sztuka odzwierciedla Bożą Miłość.

wtorek, 15 lipca 2014

Chrześcijanin w pracy

Kim jesteś w pracy? Maszyną do zarabiania pieniędzy? Niewolnikiem? Bezduszym trybikiem w maszynerii? Szefem który ma zawsze rację a jak nie ma - patrz punkt pierwszy? A może na przekór temu światu dajesz świadectwo prawdzie, przyznając się do swojej wiary? Jeśli uznajesz siebie za chrześcijanina, pomyśl o tym. Pomyśl, jakie to wspaniałe świadectwo w pracy, gdy jako chrześcijański pracownik powierzasz wszystko Panu, trwasz w Nim w każdym trudnym momencie swojej pracy. Przyjmujesz wszystko to, co zleca szef, wykonując zadanie najlepiej jak potrafisz. Nie kradniesz i nie oszukujesz. Czerpiesz z miłości, która wszystko przetrzyma i przebacza... Obojętnie, jaki by nie był twój szef... Pan go zna, skoro go wybrał na to stanowisko. A naszą powinnością tu na ziemi jest uszanować każdy autorytet, „oddając cesarzowi, co cesarskie”.

To, jaki jesteś w pracy, jak pracujesz i co sobą reprezentujesz, przyciąga innych ludzi, a tamci przyciągają kolejnych. Bo prawdziwa wiara jest zaraźliwa. Pierwsi chrześcijanie nie zostawiali swej wiary przed bramą w pracy. Przeciwnie, żyli nią w każdym momencie swego życia, trwając blisko Pana. Wspólnie się modlili i pracowali.

Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów. Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia.
(Dz 2, 42-47)

Podobnie i my, wstając do pracy, każdego dnia powinniśmy błogosławić Pana za niezwykłą okazję pracy z ludźmi. Błogosławić i pracować tak, jak głosi Słowo Pana, czyli uczciwie i własnymi rękami.

Zachęcam was jedynie, bracia, abyście coraz bardziej się doskonalili i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy.
(1 Tes 4, 11)

Nasze ręce powinny być czyste i zawsze chętne do pracy, która jest sprawą duchową. Każdy trud bowiem zostanie nagrodzony, prędzej czy później.

Przeto, bracia moi najmilsi, bądźcie wytrwali i niezachwiani, zajęci zawsze ofiarnie dziełem Pańskim, pamiętając, że trud wasz nie pozostaje daremny w Panu.
(1 Kor 15, 58)

Jako chrześcijanie, wszystko co czynimy, powinniśmy robić dla Pana. Na tym właśnie polega czynienie sobie ziemi poddanej. To jest tworzenie „Bożego Królestwa” na ziemi. A zrozumienie, że wszystko, co robimy możemy i powinniśmy robić z Panem i dla Niego, pozwala inaczej spojrzeć na całe nasze życie, w tym – a może zwłaszcza – na pracę. Jako chrześcijanie, winniśmy wykonywać ją sumiennie, z serca i z uśmiechem, na bożą chwałę. Wykonywać tak, by być żywym świadectwem Miłości Bożej dla innych.

Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.
(J 17, 23)

Wszelka postawa buntu pochodzi od ojca buntu, przeciwnika Kościoła i człowieka. A nasz szef, podobnie jak wszelka władza, został wybrany przez Pana i należy mu się szacunek, jaki by nie był i nie do nas należy osąd.

Niewolnicy niech będą poddani swoim panom we wszystkim, niech się starają im przypodobać, niech się im nie sprzeciwiają, niczego sobie nie przywłaszczają, lecz niech okazują zawsze doskonałą wierność, ażeby pod każdym względem stali się chlubą dla nauki naszego Zbawiciela, Boga.
(Tt 2, 9-10)

Podpisując umowę o pracę, zobowiązaliśmy się pracować najlepiej, jak umiemy, korzystając z telentów, którymi obdarował nas Pan. Jeśli pracujemy „na pół gwizdka” - chowamy talent w ziemię i Pan nas surowo osądzi. Gdy zaś pracujemy w pełni możliwości, pomnażając majątek swego „pana” - Niebieski Pan nas wynagrodzi.

Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!
(Mt 25, 23)

Pomyślcie tylko. Gdyby każdy chrześcijanin odznaczał się taką właśnie postawą, jakim rajem stało by się każde miejsce pracy?

A ty?
Kim jesteś w pracy?

sobota, 12 lipca 2014

Kim jesteś w pracy?

Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie
(1 Kor 10, 31)

Czy jesteśmy chrześcijanami zawsze? W każdym miejscu i czasie? Czy czujemy się nimi tylko wtedy, gdy wymagają od nas tego obowiązki religijne, czyli zwykle w niedziele i kościelne święta? A kim jesteśmy w miejscu swojej pracy? „Bogiem” - szefem, nisko opłacanym robotnikiem? Samotnym żaglem na bezkresnym oceanie, może niewolnikiem na galerze? Gdyby zapytać chrześcijanina o wiarę w miejscu pracy, myślę że zdecydowana większość udzieliła by odpowiedzi w rodzaju: „Tu się pracuje a nie modli”, oddzielając sferę duchową od swego miejsca pracy. Zdecydowana większość chrześcijan wskazała by na pracę jako na coś świeckiego, czynność typowo ziemską, „materialną”, której nie należy mieszać ze sprawą wiary. Tymczasem Pan jest Bogiem zazdrosnym, który domaga się od nas nieustannej uwagi, dzień po dniu, rano, w południe i wieczorem, 24/24! A cokolwiek robimy, winniśmy robić ku Jego chwale.

Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań.
(Wj 20, 3-6)

Praca dla Boga, który jest nad szefem, odsuwa nas od zła tego świata, kierując ku królestwu niebieskiemu. Zazdrość Pana związana jest z ogromną miłością jaką dla nas ma. Miłością, w której nie ma miejsca na „trzeciego”. Gdy pracujesz dla pieniędzy, one są głównym powodem i celem pracy – pracujesz dla mamony, księcia tego świata. Osiągniesz swój cel kosztem całkowitego się zaprzedania, ściągając na swoją rodzinę boży gniew. Gdy w pracy skierujesz swe myśli ku Jezusowi, oddasz mu ją, prosząc o prowadzenie, On zrzuci twe jarzmo niewolnictwa z twego serca, jakiekolwiek by nie było to i sprawi, że znajdziesz spokój.
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie".
(Mt 11, 28-30)

Pan uwolni cię od lęku i strachu. A gdy mu zawierzysz, nie pozwoli byś również cierpiał głód. Gdy trzeba, ześle mannę z nieba. Przecież jesteś Jego ukochanym dzieckiem. Synem marnotrawnym, któremu rzuca się na szyję, dając wszystko to, co najlepsze. Ukochanym dzieckiem, zaplanowanym przed stworzeniem tego świata.

Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię,
nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię.
(Jr 1, 5)

Pan nas zna. Po imieniu. Jesteśmy chrześcijanami nie tylko od święta. Jeśli prawdziwie kochasz Pana Boga i masz w sercu Jezusa, żyjesz z nim każdego dnia. Jesteś z Nim o poranku, i w pracy, i gdy kładziesz się spać. Wszystko mu powierzasz a On prowadzi cię przez życie. Dosłownie. Wskazuje najlepsze rozwiązania dla domu i pracy. Napełnia serce miłością i pomnaża daje chleb, gdy trzeba. Bo On woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je (J 10, 3).

Gdy serce jest pełne Jego Miłości, to światło chrześcijanina świeci wkoło tego ciemnego świata i jest on żywym świadectwem w pracy. Nie boi się pracy. Pracuje uczciwie. Nie wstydzi się wiary. Mówi o żywym Bogu. Nie boi się służyć. Służy pomocą. Wie, że jest ukochanym dzieckiem Boga – Tatusia, który ma dla niego to, co najlepsze.

Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo <Boga> i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.
(Mt 6, 26-34)

A ty?
Kim jesteś w pracy?