Etykiety

czwartek, 29 sierpnia 2013

Jak profesor szukał Boga



„Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. 7 Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. 8 Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. 9 Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach.” (Pwt, 6, 6-8)

Profesor był bardzo oddany swej rodzinie. Dbał by niczego im nie zabrakło ale przede wszystkim starał się być dobrym chrześcijaninem. Pilnował, by każde z dzieci prowadziło prawidłowe życie religijne, przestrzegało kościelnych nakazów. Dla przykładu raz po raz odmawiał z nimi pacierz, a czasem nawet wspólnie różaniec. Pilnował, by były ochrzczone, święciły dzień święty biorąc udział w mszy świętej, chodziły do spowiedzi, poszły do komunii, by były bierzmowane. Często też nauczał i pouczał rodzinę, przywołując kolejne fragmenty i przypowieści z Pisma. Jak tylko mógł, jako głowa rodziny, odpowiedzialny za nią przed Panem, starał się stosować w życiu słowa nakazane przez Pana. Do tego, szukanie Bożych śladów w praktycznym życiu było pasją i jego zawodowym powołaniem.

Bo profesor wciąż szukał namacalnych dowodów na istnienie Boga, a to swoje szukanie uczynił z czasem najważniejszą czynnością w życiu. W tym kierunku skończył studia, tej pasji poświęcił życie. I był z siebie bardzo dumny, bo udało mu się dokonać kilku znaczących w środowisku naukowym odkryć, co dało mu impuls do bardziej wytężonych poszukiwań.

Szukał w pracy, w myślach analizując Słowo Boże. Szukał po przyjściu do domu, gdy zaraz po podaniu obiadu przez żonę zamykał się w swojej pracowni i drobiazgowo analizował tekst po tekście, aż do późnej nocy badając stare mapy i rękopisy. Cały pochłonięty był w szukaniu, rzetelny w pracy i bardzo sumienny w badaniach. Był typem naukowca, do tego stopnia skupionego na swojej idei, który nie zważał na to, w co ubiera go żona do pracy. Nie myślał o tym, co daje mu do zjedzenia. Dla swej pasji zapominał o całym świecie. Zdarzało mu się zapominać o urodzinach najbliższych, nie brać udziału w rodzinnych uroczystościach. Myliły mu się imiona dzieci.

Z czasem, coraz mniej miał czasu na te wszystkie ziemskie sprawy. Całą swoją energię poświęcając na badania „sprawy bożej”. To co robił, robił z przekonaniem i dla Tej jednej, najważniejszej sprawy. Nawet na urlop, gdy już jechać musiał, zabierał rodzinę do świętych miejsc, z dumą przed nimi prezentując swoją wyuczoną wcześniej wiedzę. A że z czasem i czas mu przyspieszał, więc tym staranniej i mocniej skupiał się na swoich badaniach, których wyniki od czasu do czasu publikował w naukowych pismach.

Pewnego dnia nie zastał żony w domu. Na kuchence, zamiast obiadu był list z pozwem rozwodowym. Wszedł do pokoju dzieci i stał tak przez chwilę, zdumiony, aż dotarło do niego, że przecież po studiach nie wróciły już do domu. Nie wiedział co ma zrobić. Wszytko to kompletnie zburzyło mu plany na ten dzień. Plany na resztę dni…

Upadł przez Panem na kolana i przez chwilę się modlił. Pytał Pana słowami: Ale dlaczego Panie? Dlaczego !? Przecież całe swe życie poświęciłem Tobie? Gdy nic nie przychodziło mu do głowy, sięgnął po Pismo Św. Ale za dużo było w nim emocji, słowa zamazywały mu się w  oczach, ręce drżały… Biblia wypadła mu z rąk na ziemię. Spojrzał w dół, na otwarty fragment:

„A jeśli kto nie dba o swoich, a zwłaszcza o domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego”
(1 Tym, 5,8)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz