„Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. 7 Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił
przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. 8 Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci
będą ozdobą przed oczami. 9 Wypisz je na odrzwiach
swojego domu i na twoich bramach.” (Pwt, 6, 6-8)
Profesor był bardzo oddany swej
rodzinie. Dbał by niczego im nie zabrakło ale przede wszystkim starał się być
dobrym chrześcijaninem. Pilnował, by każde z dzieci prowadziło prawidłowe życie
religijne, przestrzegało kościelnych nakazów. Dla przykładu raz po raz odmawiał
z nimi pacierz, a czasem nawet wspólnie różaniec. Pilnował, by były ochrzczone,
święciły dzień święty biorąc udział w mszy świętej, chodziły do spowiedzi,
poszły do komunii, by były bierzmowane. Często też nauczał i pouczał rodzinę,
przywołując kolejne fragmenty i przypowieści z Pisma. Jak tylko mógł, jako
głowa rodziny, odpowiedzialny za nią przed Panem, starał się stosować w życiu słowa
nakazane przez Pana. Do tego, szukanie Bożych śladów w praktycznym życiu było
pasją i jego zawodowym powołaniem.
Bo profesor wciąż szukał namacalnych dowodów
na istnienie Boga, a to swoje szukanie uczynił z czasem najważniejszą
czynnością w życiu. W tym kierunku skończył studia, tej pasji poświęcił życie.
I był z siebie bardzo dumny, bo udało mu się dokonać kilku znaczących w
środowisku naukowym odkryć, co dało mu impuls do bardziej wytężonych
poszukiwań.
Szukał w pracy, w myślach analizując
Słowo Boże. Szukał po przyjściu do domu, gdy zaraz po podaniu obiadu przez żonę
zamykał się w swojej pracowni i drobiazgowo analizował tekst po tekście, aż do
późnej nocy badając stare mapy i rękopisy. Cały pochłonięty był w szukaniu, rzetelny
w pracy i bardzo sumienny w badaniach. Był typem naukowca, do tego stopnia
skupionego na swojej idei, który nie zważał na to, w co ubiera go żona do
pracy. Nie myślał o tym, co daje mu do zjedzenia. Dla swej pasji zapominał o
całym świecie. Zdarzało mu się zapominać
o urodzinach najbliższych, nie brać udziału w rodzinnych uroczystościach. Myliły
mu się imiona dzieci.
Z czasem, coraz mniej miał czasu
na te wszystkie ziemskie sprawy. Całą swoją energię poświęcając na badania „sprawy
bożej”. To co robił, robił z przekonaniem i dla Tej jednej, najważniejszej sprawy.
Nawet na urlop, gdy już jechać musiał, zabierał rodzinę do świętych miejsc, z
dumą przed nimi prezentując swoją wyuczoną wcześniej wiedzę. A że z czasem i
czas mu przyspieszał, więc tym staranniej i mocniej skupiał się na swoich
badaniach, których wyniki od czasu do czasu publikował w naukowych pismach.
Pewnego dnia nie zastał żony w
domu. Na kuchence, zamiast obiadu był list z pozwem rozwodowym. Wszedł do
pokoju dzieci i stał tak przez chwilę, zdumiony, aż dotarło do niego, że przecież po
studiach nie wróciły już do domu. Nie wiedział co ma zrobić. Wszytko to
kompletnie zburzyło mu plany na ten dzień. Plany na resztę dni…
Upadł przez Panem na kolana i
przez chwilę się modlił. Pytał Pana słowami: Ale dlaczego Panie? Dlaczego !? Przecież
całe swe życie poświęciłem Tobie? Gdy nic nie przychodziło mu do głowy, sięgnął
po Pismo Św. Ale za dużo było w nim emocji, słowa zamazywały mu się w oczach, ręce drżały… Biblia wypadła mu z rąk
na ziemię. Spojrzał w dół, na otwarty fragment:
„A jeśli kto nie dba o swoich, a
zwłaszcza o domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego”
(1 Tym, 5,8)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz